Red Dragons Pniewy. Liczy się praca

16.07.17Utworzono
/uploads/assets/275/reddragonz_FB.jpg
Na początek odrobinę statystyki. W leżących około pięćdziesiąt kilometrów od Poznaniach Pniewach mieszka niespełna osiem tysięcy osób, w całej gminie nieco ponad dwanaście tysięcy. W ubiegłym roku pniewska publiczność Czerwonych Smoków zajęła drugie miejsce. Po tym sezonie nie dała się już pokonać w plebiscycie Futsal Ekstraklasy. Jaki jest klucz do sukcesu? Spytaliśmy o "receptę" na najlepszych sympatyków Bartosza Barańskiego, prezesa Red Dragons.

- Od wielu lat pracujemy nad tym, by jak najwięcej osób przychodziło na nasze mecze. Nie przyciągamy kibiców na trybuny po to, aby otrzymywać nagrody, choć oczywiście wyróżnienie jest miłe, przyjemne, ale nie jest ono dla nas celem samym w sobie. Traktujemy je jako ukoronowanie tego, co od wielu lat robimy.

Jak przyznaje prezes Barański, by ktoś zdecydował się regularnie przychodzić na futsalowe spotkania, nie wystarczy jeden marketingowy zabieg. Potrzeba – po prostu - długofalowej pracy.

- Można powiedzieć nawet, że organicznej. Od wielu lat rozwijamy futsal w Pniewach, to są całe pokolenia nauczonych tej gry. Mamy świadomych fanów, doskonale wiedzących na czym polega dyscyplina. Największym naszym atutem, który sprawia, że pniewianie chcą nas oglądać, jest to, że skład drużyny opieramy o naszych wychowanków. A oni z kolei sprawiają, że przychodzą na pojedynki ich bliscy, rodzina, przyjaciele, znajomi. Przy czym sami zawodnicy mieszkają w Pniewach, tym samym reprezentują wysoki poziom zaangażowania mentalnego, kibice zaś też związani są emocjonalnie z klubem, futsalistami. Do tego oczywiście dochodzą różnego rodzaju atrakcje, konkursy, lecz najważniejsze jest samo widowisko. Przecież futsal jest tak widowiskowy, że broni się sam. Ten kto raz nas odwiedzi, zwykle wraca.

Do pniewskiej hali podglądać poczynania Red Dragons przyjeżdżają również mieszkańcy okolic. Zawsze jest konkurs z nagrodami od sponsora, w strefie kibica można pograć w piłkarzyki, coś przekąsić.

- Na nasze mecze ściągamy około 6-7 proc. populacji miasta. Uważam, że dla nas jest to wyzwanie. Większe niż w dużych miastach. Dla mnie jest niezrozumiałe to, że tam gdzie potencjał ludzki jest olbrzymi w porównaniu do naszej miejscowości są problemy z pustymi halami. Nie zgodzę się z argumentem, że w Pniewach jest nam łatwiej, bo nic się nie dzieje, zwłaszcza, że jesteśmy tak blisko Poznania, że alternatyw spędzenia wolnego czasu jest mnóstwo. Mamy dwa kluby piłkarskie. Wielu naszych kibiców jest jednocześnie kibicami Lecha Poznań. Swego czasu mieliśmy z Lechem właśnie współpracę marketingową, były wspólne konkursy, gadżety, bilety na rozgrywki.

Według prezesa Bartosza Barańskiego, kibic futsalu w Pniewach nie jest typowym kibicem piłkarskim. Bliżej mu raczej do tego piłki ręcznej czy koszykówki. Kluczem jest bliski kontakt graczy z osobami ich dopingującymi. Do tego należy również wziąć pod uwagę specyfikę hali – nie zawsze co prawda bliskość parkietu od trybun jest komfortowa dla samych zawodników, z drugiej jednak strony kibice „czują” doskonale boiskowe wydarzenia.

- Prowadzimy grupy młodzieżowe, polityka jest budowana wokół młodzieży, za którymi „pójdą” przecież ich bliscy. My się z naszymi kibicami naprawdę dobrze znamy i to też jest na pewno plus. W tym co się robi trzeba być prawdziwym, szczerym, niewyrachowanym, a na pewno po czasie to zaprocentuje – kończy Bartosz Barański.

Tekst: Ek

Fot: Facebook - Red Dragons Pniewy