Chcę wrócić do reprezentacji

17.11.18Utworzono
/uploads/assets/1421/ATT00033.jpg
Rozmowa z Rafałem Krzyśką, bramkarzem Clearexu Chorzów.

Dla niego futsal to coś więcej, niż sport. To pasja, którą udało mu się zarazić całą rodzinę, a jednym z jego najbardziej zagorzałych fanów jest teść. Bramkarz Clearexu Chorzów marzy o powrocie do reprezentacji Polski oraz medalu zdobytym w barwach Clearexu Chorzów. Po debiucie w najwyższej klasie rozgrywkowej przez dwa tygodnie miał ślad piłki na klatce piersiowej. Co sądzi o poziomie sędziowania? Dlaczego jego niemiecka przygoda zakończyła się klapą? Zapraszamy na obszerny wywiad z Rafałem Krzyśką.

 

- Jak rozpoczęła się twoja przygoda z futsalem? To był świadomy wybór, zbieg okoliczności? A może po prostu przypadek?

- Tak naprawdę złożyło się na to kilka czynników. Grałem na dużym boisku, ale moim sąsiadem był Łukasz Skorupski, który w tamtych czasach był najlepszym bramkarzem w Polsce. On zabierał mnie do knurowskiej hali, żeby pokopać piłkę i doposażał w niezbędny futsalowy sprzęt. Dzięki niemu trafiłem do Gliwic, gdzie mogłem trenować pod okiem fachowców. Tam też poznałem Błażeja Korczyńskiego oraz Rafała Jarzmika. W 2001 roku z zaciekawieniem oglądałem grę kadry narodowej na mundialu w Rosji. Najlepszym zawodnikiem polskiego zespołu był Skorupski, który wyczyniał cuda między słupkami. Chciałem być taki jak on. Grać w najwyższej klasie rozgrywkowej, reprezentacji Polski i cieszyć się tym wszystkim. To były młodzieńcze marzenia, które udało mi się później powoli realizować. Jednak niebagatelny wpływ miał na mnie Jarzmik. To w głównej mierze dzięki niemu – jestem teraz, gdzie jestem i osiągnąłem, to co osiągnąłem. Pamiętam jeszcze, że na pierwsze Młodzieżowe Mistrzostwa Polski, gdy miałem 15 lat, zabrał mnie dzisiejszy selekcjoner kadry narodowej. Turniej odbywał się w Bielsku-Białej, nie grałem zbyt dużo, ale zdobyliśmy wicemistrzostwo. Na następne mistrzostwa pojechałem już jako podopieczny Jarzmika, który ukształtował mnie jako młodego zawodnika.

 

- Pamiętasz swój debiut w futsalowe ekstraklasie?

- Oczywiście. Pierwszy swój mecz przesiedziałem na ławce jako zawodnik Radanu Gliwice, a graliśmy z Jango Mysłowice. Bodajże wygraliśmy 4:2. Pierwszym golkiperem w gliwickim klubie był wtedy Grzegorz Kasprzik. Debiut zaliczyłem przeciwko Grembachowi Łódź, wszedłem na parkiet w drugiej odsłonie i wygraliśmy bardzo wysoko, bo aż 11:4. Z tego meczu pamiętam, że na pewno pokonał mnie Krzysztof Kuchciak. No i przedłużony rzut karny, po którym futsalówka wylądowała na mojej klatce piersiowej. Ślad po tej bombie zniknął dopiero po dwóch tygodniach. A pierwsze całe spotkanie zagrałem na wyjeździe, przeciwko Akademii Słowa Poznań. Później grałem w kratkę, ale wiem, że cieszyłem się z każdej minuty spędzonej na parkiecie.

 

- Ostatni mecz w reprezentacji Polski rozegrałeś w 2016 roku. Chcesz wrócić do kadry? Konkurencja jest jednak bardzo mocna…

- Bardzo chcę zagrać ponownie w koszulce z orłem na piersi. Trochę jestem zawiedziony, że nie dostałem szansy w poprzednim sezonie, ponieważ znajdowałem się w życiowej formie. Tak przynajmniej mi się wydawało. A miało to swoje potwierdzenie w statystykach, które po każdym meczu przysyłał mi Tomasz Ulfik. W obecnych rozgrywkach nie wiem, czy dostarczam argumentów, żeby mnie powołać, ale wiem, że mogę grać jeszcze lepiej. Zdarzają się gole, które wydaje mi się, że mógłbym jeszcze wyciągnąć. Jednak nie ma bramkarza w lidze, który broniłby wszystko, a poziom jest bardzo, ale to bardzo wyrównany. Muszę na pewno pracować nad wznowieniami i ciągle doskonalę ten aspekt. Wiem, że umiem grać nogami i nawet przedryblować rywala, ale gdzieś w głowie znajduje się blokada, że nikt mnie nie asekuruje. Trener Mirosław Miozga stara się mnie zachęcać do podłączania się do gry ofensywnej, żeby pójść czasem do końca, ale głowa na razie bierze górę. Obawa, że stracimy kuriozalnego gola po moim błędzie bierze na razie górę. Mamy w Polsce kilku świetnych golkiperów i każdy jest tak naprawdę inny. Ma inne zalety i wady. Na pewno ciekawą postacią jest Michał Kałuża, który jako jedyny od początku idzie trochę inną drogą i jest szkolony głównie stricte pod futsal. To widać w zachowaniu na boisku. Dobrze, że jest rywalizacja. Ja w każdym meczu będę starał się udowodnić, że zasługuję na powołanie. Ostatnio dostał powołanie Michał Widuch i pojechał na mistrzostwa Europy. Może ja dostanę powołanie na następne zgrupowanie, a może będę musiał poczekać nieco dłużej. Na pewno nie odpuszczę, cały czas będę walczył o powrót do kadry.

 

- Człowiek zawsze chętnie wraca do swoich sukcesów. Jednak z perspektywy czasu, jaka była Twoja dotychczasowa największa futsalowa porażka?

- Każdy spadek z Futsal Ekstraklasy był dla mnie traumą. Najbardziej zabolała mnie degradacja w barwach Uniwersytetu Śląskiego, bo w Gwieździe Ruda Śląska często mieliśmy najniższy budżet w całej lidze, a pomimo tego biliśmy się o ligowy byt do samego końca, mając w pierwszym sezonie wielu anonimowych zawodników. Drugi sezon był kapitalny i zajęliśmy wysokie miejsce na koniec rozgrywek. Później pomimo niezłej, przynajmniej na początku, postawy sportowej, mieliśmy problemy organizacyjne, w dodatku ścięła nas z nóg na długie tygodnie informacja o śmierci Dawida Hajnca i wszystko posypało się jak domek z kart. Spadliśmy po raz drugi. Jednak ten czas spędzony w rudzkim klubie wspominam bardzo dobrze. Poznałem wielu wspaniałych ludzi, z którymi przyjaźnię się do dzisiaj. Długo rozpamiętywałem dotkliwą porażkę w Kazachstanie. Mecz barażowy o awans na mistrzostwa świata, a my przegrywamy 0:7 i jedno z moich największych marzeń pryska jak bańka mydlana. Jestem jeszcze młody, może jeszcze będzie mi dane zagrać na dużej futsalowej imprezie.

 

- Nadszedł moment, żeby jeszcze raz opowiedzieć o międzynarodowym doświadczeniu, które zaprocentowało później w lidze. Propozycja z VFL 05 Hohenstein-Ernstthal na pewno była atrakcyjna pod względem finansowym. Wydawało się, że będziesz gwiazdą ligi, ale niemiecki sen szybko się zakończył. Dlaczego?

- Skwitowałbym to krótko… Wszystko tak szybko się zakończyło, ponieważ nie mogłem tam zamieszkać. Z perspektywy czasu, jak o tym teraz myślę, to wydaje się to kuriozalne. Władze niemieckiego klubu zachowały się niepoważnie i chciały po kilku tygodniach zmienić warunki kontraktu. Teraz się z tego śmieję, że ten wyjazd był najlepszą rzeczą, która mogła mi się przytrafić. Zbieg okoliczności sprawił, że wróciłem i trafiłem do Clearexu Chorzów i jestem z tego bardzo zadowolony. Z drugiej strony w Niemczech poznałem fajnych ludzi, kilku ciekawych zawodników, zresztą zagrali przeciwko Rekordowi w UEFA Futsal Champions League. Ktoś mógłby mi zarzucić, że wróciłem z podkulonym ogonem, ale to było cenne doświadczenie. Dzisiaj jestem w Clearexie – legendarnym polskim klubie, dobrze poukładanym. Nie ma problemów organizacyjnych, z wypłatami, wszystko działa jak w zegarku. I cieszę się, że w końcu gram o coś więcej niż utrzymanie.

 

- Niemcy już za kilka lat mogą mieć w pełni zawodową Bundesligę. A jak to wygląda u nas? Widzisz szansę na to, że za 3-4 lata przynajmniej połowa zawodników, grających w Futsal Ekstraklasie będzie mogła jedynie skupić się na sporcie?

- Patrząc globalnie na cały polski futsal, ekstraklasę i całą I ligę, niestety nie widzę takiej możliwości. Po tylu latach, w dobie mediów społecznościowych, meczów emitowanych w telewizji, magazynu mamy tylko jeden profesjonalny klub. Obawiam się, że to się nie zmieni w ciągu kilku najbliższych lat. Można jeszcze powiedzieć, że Acana ma zadatki na w pełni profesjonalny klub, bo tam zawodnicy też chyba skupiają się tylko na grze, ale coś więcej o tym projekcie będzie można powiedzieć za 2 czy 3 lata. Każdy mówi, że futsal się rozwija w Polsce… Na pewno rozwijają się trenerzy, na pewno lepiej wygląda cała otoczka, ale brakuje zdolnej młodzieży. Wiele osób nadal nie wie, co to jest futsal. Awansu na mistrzostwa Starego Kontynentu nie udało się przebić w sukces marketingowy. Nie widać sponsorów, którzy walą drzwiami i oknami. Niestety, Polski Związek Piłki Nożnej nie ma parcia na futsal. Inaczej to wygląda w Hiszpanii czy Anglii, gdzie wszyscy pracują nad rozwojem tej dyscypliny. W Polsce odbyło się ostatnio futsalowe forum, szkoda, że nie mogłem na nim być, bo byłem w delegacji, ale jest to jakieś światełko w tunelu. Prezesi klubów muszą zacząć mówić jednym głosem, nie rzucać sobie nawzajem kłód pod nogi i nie patrzeć tylko na własny interes.

 

- Szkolenie dzieci i młodzieży w wielu klubach to fikcja?

- Niestety, tak to wygląda. Jedynie dwa kluby w Polsce od wielu lat prowadzą futsalowe szkolenie dzieci i młodzieży na dobrym poziomie. Jest to Rekord Bielsko-Biała, który zdominował rywalizację w Młodzieżowych Mistrzostwach Polski i regularnie dostarcza zawodników do kadry narodowej i Gwiazda Ruda Śląska, która również ma sporo sukcesów na tym polu i obecnie stawia na Szkołę Mistrzostwa Sportowego. Za kilka lat reprezentacja Polski może się składać z graczy Rekordu oraz Gwiazdy. SMS w Rudzie Śląskiej idzie tym samym torem, co Rekord. Można się w tej szkole nauczyć futsalu od podstaw.

 

- A jak oceniasz naszą futsalową ekstraklasę? Poziom sportowy i organizacyjny jest wyższy, niż 5 lat temu?

- Kiedyś mogłem wyniki meczów sprawdzać tylko w telegazecie. Dzisiaj jest magazyn, są skróty z meczów, wybieramy najładniejsze bramki, ale ciągle jest mało futsalu w telewizji. Nie wszyscy korzystają z internetu. Mogę to przedstawić na przykładzie mojego chorego taty, który ogląda futsal w TVP3. Regionalna telewizja przyjeżdża na mecze, news jest w serwisie sportowym i dzięki temu wie, że gram w Clearexie. Takich ludzi jest więcej. Z drugiej strony sama otoczka poszczególnych potyczek jest coraz lepsza. Mecz w Toruniu – sporo kibiców, telewizja, świetny obiekt. Trener Miozga wtedy powiedział do nas przed pierwszym gwizdkiem: "Popatrzcie dookoła jak to wszystko wygląda. Czy ja Was muszę dodatkowo motywować?" Dużo zmieniło się na lepsze pod względem organizacyjnym. Sportowo? Od kilku lat stoimy chyba w miejscu, bo po parkiecie biegają ci sami zawodnicy i brakuje młodej krwi. Kiedyś selekcjoner Korczyński powiedział, że nie ma za bardzo z kogo wybierać. Skończyła się era Krawczyków, Sobalczyków, Milewskich i powoli kończy się też czas Mikołajewicza, chociaż wygląda na wiecznie młodego. Nie jest tajemnicą, że zawodnik powołany do kadry musi z siebie dawać 200 procent, bo poziom reprezentacyjny jest 3 razy wyższy, niż nasz ligowy. A trener ciągle szuka. I kogo ostatnio powołał? Krzysia Salisza, który nieźle prezentuje się w tym sezonie.

 

- Należysz do grona zawodników, którzy nie muszę martwić się o futsalowy sprzęt, bo od wielu lat dostarcza ci go jeden z producentów. Futsaliści przestali być anonimowi?

- Jakiś czas temu spełniłem kolejne swoje dziecięce marzenie. Przez 3 lata byłem zaopatrywany w sprzęt przez hiszpańską markę Joma. To niesamowite, że uznane marki widzą coraz większy potencjał w futsalistach, że chcą z nami współpracować. Obecnie sprzęt dostarcza mi dystrybutor tej marki – firma Risum. Producenci sprzętu sportowego, centra odnowy biologicznej, firmy serwujące dietetyczne posiłki coraz częściej interesują się futsalem. Nawet siłownie zaczynają promować się poprzez futsalistów. To dobry prognostyk na przyszłość, bo daje nadzieję na to, że w końcu futsalem zainteresują się naprawdę wielkie firmy i skorzystają na tym wszyscy.

 

- Czas na Clearex Chorzów! Stać was w tym sezonie na zdobycie medalu? Ścisk w górnej połówce tabeli jest coraz większy, a rewelacyjny beniaminek z Jelcza-Laskowic dołączył do czołowej czwórki.

- W poprzednim sezonie daliśmy sobie odebrać medal. Prawie go podarowaliśmy rywalom na tacy. Zdobycie medalu to kolejne moje futsalowe marzenie. Nie wyobrażam sobie tego, że w obecnej kampanii moglibyśmy po niego nie sięgnąć. Musimy jednak poważniej podchodzić do meczów z teoretycznie słabszymi rywalami. Gdybyśmy do każdej potyczki wychodzili jak do starcia z Rekordem to wydaje mi się, że mielibyśmy teraz 15 punktów i patrzyli na niektórych z góry tabeli. Potrafimy wygrać w Toruniu 6:1, a później remisujemy u siebie z Uniwersytetem Gdańskim i Słonecznym Stokiem Białystok. Nad tym musimy mentalnie popracować, bo umiejętności nam nie brakuje, ale wszystko siedzi gdzieś w głowie. Teraz czekają nas 4 kluczowe spotkania. Jak wygramy wszystko do końca tej rundy to będziemy się bić o mistrzostwo. Jeżeli pogubimy punkty to będziemy musieli walczyć na śmierć i życie o grupę mistrzowską. Dla nas już teraz każdy kolejny mecz jest o medal. Trochę utrudniają nam życie powołania do reprezentacji, chociaż się z nich bardzo cieszymy, bo treningi są wtedy zdezorganizowane, bo nie mamy szerokiej kadry. Co prawda przegraliśmy minimalnie ostatni mecz w Bielsku, ale wszyscy jesteśmy pewni swego i wierzymy, że teraz będziemy regularnie punktować.

 

- Praktycznie po każdej kolejce nie brakuje sędziowskich kontrowersji. Arbitrzy nie mają jednak łatwego zadania, a na podjęcie decyzji często mają jedynie ułamek sekundy. Jak ty oceniasz ich pracę?

- Nie mam pretensji do sędziów. Po ostatnim pojedynku z Rekordem, chociaż czułem się skrzywdzony, podziękowałem arbitrom, bo wszyscy jesteśmy ludźmi..i wszyscy popełniamy błędy. Ja się mylę na boisku, moi koledzy się mylą, no i sędziemu również może przydarzyć się błąd - to jest normalne. Denerwuje mnie jedynie arogancja sędziów. Moim skromnym zdaniem, arbiter powinien być oazą spokoju, katalizatorem złych emocji, musi być stanowczy, ale bardzo kulturalny, ponieważ wtedy zawodnik będzie go szanował. Kiedy ktoś kieruje pod twoim adresem chamskie odzywki to nie jest to fajne. Zawodnik gra na boisku o miejsce w tabeli, premie, czasem nawet o zapewnienie bytu swojej rodzinie. Każdy rozjemca musi potrafić zapanować nad własnymi emocjami, ale przede wszystkim emocjami zawodników. Mam ogromny szacunek do pracy sędziów, bo nie mają łatwego zadania. Sam kiedyś biegałem z gwizdkiem w ligach amatorskich, bo mnie o to poproszono. To ciężki kawałek chleba. Jedyne, o co chcę zaapelować do arbitrów to wzajemny szacunek.

 

- Nie jest tajemnicą, że na co dzień żyjesz futsalem. Starasz się śledzić poczynania innych zespołów, oglądasz w domu mecze, trenujesz młodzież. Rodzina podziela twoją pasję? Podobno twoim wiernym kibicem jest teść?

- Wzorem Rafała Jarzmika staram się zarażać miłością do futsalu młodzież. W przypadku Michała Widucha, Adama Jonczyka czy Bartłomieja Nogi – dzisiaj trenera Gwiazdy – to mi się udało. Daje mi to radość porównywalną do zdobycia mistrzostwa świata. Jeżeli chodzi o teścia, to mocno się wciągnął w futsal. Po każdym meczu mam przygotowaną przez niego analizę, z wyciętymi akcjami i bramkami. Jeździ na mecze, ogląda je w telewizji. Mój tata też na bieżąco śledzi moje poczynania. No i mama, która ma konto na Facebooku, nic jej nie umknie. Nawet dokupiła sobie specjalny pakiet ze Sportklubem, żeby móc oglądać mecze Clearexu na żywo. Czuję to wsparcie także od żony i syna. Kubuś często bywa na meczach i po ostatnim gwizdku sędziego prawie zawsze szaleje z piłką u nogi na parkiecie. Po meczu z Białymstokiem czy Bielskiem wróciłem do domu wkurzony, ale każdy widział co się wydarzyło, więc nie katowali mnie dodatkowo. Zawsze bardzo przeżywam porażki i dopiero rano można ze mną normalnie porozmawiać. Niezawodny jest w tym aspekcie syn, którego jeden uśmiech potrafi rozgonić wszystkie czarne chmury.

 

Rozmawiał: Rafał Szlaga

Zdj. Clearex Chorzów