Czy niższe ligi potrzebują reformy?

05.05.21Utworzono
/uploads/assets/3385/180283862_151161360347069_226161890912938146_n.jpg
Już w sobotę rozpoczną się baraże o awans do STATSCORE Futsal Ekstraklasy. Dla wielu klubów sezon na zapleczu ekstraklasowym skończył się już jednak kilka tygodni temu. Czy przerwa od rozgrywek na tym poziomie nie jest zbyt długa? Czy między poziomami rozgrywkowymi nie ma zbyt dużej przepaści? I czy też baraże o samą I ligę są w ogóle potrzebne?

Zależnie od tego w jakiej grupie rywalizował zespół na poziomie I ligi, sezon zakończył się dla niego dwa lub trzy tygodnie temu. Od końca jednych rozgrywek do początku drugich mija zatem około pięć miesięcy. Czy okres ten, pozbawiony rywalizacji na parkiecie, nie jest zbyt długi?

- Teoretycznie ten okres między sezonami jest długi, ale chłopaki też grają w Playarenach, czy Futbolarenach, gdzie również rozgrywają swoje mecze – zaczyna Michał Suchocki, trener TAF-u Toruń. - Dodatkowo zawodnicy dostali pozwolenie, aby występować na dużym boisku. Przygotowania do nowego sezonu rozpoczynamy pod koniec lipca, więc biorąc pod uwagę, że trenujemy jeszcze do końca maja, to mają tylko dwa miesiące przerwy. Nie jest to oczywiście krok ku profesjonalizacji i podchodzę do tego dosyć sceptycznie, ale chcąc utrzymać tych chłopaków musimy to po prostu przełknąć i się z nimi dogadać.

- Okres przerwy między sezonami jest bardzo długi. Wraz z nowym sezonem zdarzają się u nas bardzo częste przypadki przemeblowania zespołu. Niektórzy zawodnicy przechodzą do gry na trawę, inni wyjeżdżają na studia, a jeszcze niektórzy stawiają przede wszystkim na pracę – dodaje Konrad Tarkowski, szkoleniowiec AZS-u UMCS Lublin.

- Patrząc na rozgrywki okres przerwy rzeczywiście jest długi, ale tutaj wyjdzie też teraz nasza praca. Staramy się tę lukę zapełnić najlepiej jak się da. Trenujemy do końca maja i dopiero czerwiec będzie miesiącem wolnym, choć też niecały, ponieważ będziemy brać udział w turnieju organizowanym przez Legię. W lipcu z kolei omówimy z zespołem plan pracy indywidualnej, no i od sierpnia startujemy z pełnymi przygotowaniami – omawia z kolei Marcin Stanisławski, trener Widzewa Łódź.  

Jeszcze dłuższą przerwę od rozgrywek mamy w II lidze

- Na przykładzie naszej grupy w II lidze, graliśmy jedynie przez dwa miesiące. W takim systemie nie jesteśmy w stanie przekonać zawodników do tego, aby postawili na futsal. A gdyby np. połączyć ligę dolnośląską z lubuską, z ośmiu kolejek, zrobiłoby się nagle szesnaście, co już by wymagało większego zaangażowania – proponuje Tomasz Ciastko, trener BKKP Gminy Kobierzyce.

Wydłużyć nieco sezon w I lidze mogłoby zwiększenie liczby zespołów, choć tu akurat zdania naszych rozmówców są już podzielone. Obecnie, ze względów pandemicznych i przerwania poprzednich rozgrywek w grupie północnej występowało 14 drużyn, zaś w południowej 12. Od września obie grupy mają ponownie liczyć 12 zespołów, co daje 22 kolejki w sezonie.

- Jako szkoleniowiec, który trenował tylko na poziomie ekstraklasowym, chciałbym jak najwięcej grać, jak najwięcej być pod presją. Dwanaście zespołów zabiera nam z sezonu cztery mecze, więc to jest minus, ponieważ myślę, że rozgrywki powinny trwać przynajmniej miesiąc dłużej, tak aby grać do końca maja – mówi Stanisławski.

- Z mojej perspektywy liczba zespołów w I lidze nie jest zła. Oczywiście im więcej grania, tym lepiej, ale trzeba pamiętać, że jest to dodatkowe obciążenie dla budżetu i nie jestem pewien czy wszystkie kluby byłyby skłonne, aby grać więcej tych spotkań. W naszym przypadku nie było źle z finansami, ponieważ pozyskaliśmy sponsora tytularnego, ale nie wszyscy mają takie zaplecze sponsorskie i finansowe – wyjaśnia Tarkowski.

- Pierwszą ligę poszerzyłbym. Zrobiłbym dwie grupy po szesnaście drużyn, ale te zespoły także podzieliłbym geograficznie na cztery grupy po osiem zespołów. W nich każdy grałby z każdym, a następnie tworzymy nowe ósemki. Cztery najlepsze zespoły grałyby o awans, zaś cztery najsłabsze walczyłyby o utrzymanie. I teoretycznie jest to sześć kolejek więcej, bo w sumie każdy gra w rundzie nie jedenaście, ale czternaście spotkań, ale gdyby to przeliczyć kilometrowo, a więc i finansowo, to dla drużyn z Wrocławia, Przemyśla, Lublina, czy Rzeszowa nie wiem czy nie wyszłoby to na lepsze – uważa Ciastko.

Takie zmiany łączyłby się jednak także ze reorganizacją II ligi, na którą jednak także jest pomysł w Kobierzycach

- W II lidze widziałem nasz baraż ze Śląskiem Wrocław, widziałem spotkanie Eurobusa Przemyśl z AZS-em UEK Kraków i uważam, że wszystkie te drużyny zasługują na granie na poziomie I ligi, ponieważ są to kluby mocne organizacyjnie, które wpuściłyby nieco świeżej krwi na zapleczu STATSCORE Futsal Ekstraklasy. My wygraliśmy ligę dolnośląską, gdzie było kilka mocnych drużyn i mimo to nie mamy awansu. Dla mnie jest to niezrozumiałe, że tak samo FC Siemianowice Śląskie musiały grać z nami baraż, aby awansować. II ligę łączyłbym zatem obligatoryjnie po dwa województwa, tak jak jest to w przypadku grupy śląsko-opolskiej. Wtedy mielibyśmy ośmiu mistrzów każdej grupy i każdy mistrz mógłby wejść do I ligi, gdzie z każdej 16-zespołowej grupy co sezon spadałyby cztery zespoły. Myślę, że dla rozwoju futsalu byłoby to najlepsze rozwiązanie. Przy takim układzie pozostawiłbym jednak także najwyższy poziom z szesnastoma zespołami, gdzie byłoby jedynie dwóch spadkowiczów, bo patrząc nawet teraz, uważam, że takie drużyny jak AZS UŚ Katowice, czy Fit-Morning Gredar Brzeg zasłużyły na pozostanie w STATSCORE Futsal Ekstraklasie – tłumaczy były zawodnik m.in. P.A. Nova Gliwice.

A co gdyby powiększyć I ligę do np. czternastu drużyn, ale zostawić tylko jedną grupę? Tu za główny problem stawiane są względy organizacyjne, na które przynajmniej obecnie, wiele klubów mogłoby nie być gotowych.

- Z pewnością nie powiększałbym I ligi i zostawił tak, jak ma być teraz – 12 zespołów, przynajmniej na jeszcze rok lub dwa. Myślę, że powstanie jednej ligi stworzyłoby zbyt duże koszta. Oczywiście są takie drużyny, które muszą pokonywać dalekie trasy, ze względu na swoje położenie, ale im więcej mielibyśmy drużyn ze Śląska, w połączeniu z drużynami z Pomorza, sprawiłoby, że prezesi klubów podchodziliby do tego pomysłu sceptycznie – wyjaśnia Suchocki.

- Poziom sportowy z pewnością by się podniósł, gdyby stworzyć jedną grupę na poziomie I ligi. Wtedy na pewno mielibyśmy już tylko zespoły, które mocno stawiają na futsal i na rozwój tej dyscypliny, kluby na tym poziomie byłyby też bogatsze, zawodnicy zostaliby ci najlepsi, a to wpłynęłoby także na poziom widowiska – mówi Tarkowski.

- Myślę, że powinniśmy iść w tym kierunku, aby stworzyć jedną grupę na poziomie I ligi. Tak jak w piłce fundamentem są niższe ligi, tak i tu powinniśmy o tym myśleć. Jeśli chcemy mieć bardzo silną STATSCORE Futsal Ekstraklasę, to powinniśmy mieć też silną I ligę. Jeśli chcemy mieć silną I ligę, musimy mieć dobrą II ligę itd. Nie powinno się z pewnością robić takiej przepaści sportowej i organizacyjnej między tymi poziomami. Uważam, że jedna I liga spowoduje, że beniaminkowie w ekstraklasie szybciej zaadoptują się do tych warunków. Nawet dla trenera reprezentacji byłoby to dobre. Zawodnicy często grają w klubach położonych blisko swojej pracy, czy miejsca zamieszkania i od tego uzależniają swoją karierę sportową. A gdybyśmy mieli mocną I ligę, to i selekcjoner miałby niezły przegląd tych rozgrywek. Na pewno jakimś przeciwskazaniem są tu dalekie wyjazdy niektórych zespołów, ale też pytanie, czy akurat one wszystkie by się w niej znalazły, przy silnej 14-zespołowej lidze. Jest to zatem jakiś argument, ale nie wydaje mi się, aby były to aż tak dużo większe koszta w przeliczeniu na całoroczny budżet. Poza tym jeśli chcemy się rozwijać, musimy rywalizować z zespołami, które są na naszym poziomie lub wyższym. Myślę też, że byłby to duży krok dla klubów, aby podołać tym realiom, bo to również jest wyzwanie organizacyjne, któremu jednak trzeba podołać, jeśli gdzieś w przyszłości chce się odnosić sukcesy – objaśnia dogłębnie Stanisławski.

Ostatnie sezony pokazały, że beniaminkowie w STATSCORE Futsal Ekstraklasie mogą wejść do niej na dwa zupełnie różne sposoby. Albo z miejsca bić się o medale, albo też od samego początku walczyć o utrzymanie. Przykłady Michała Klausa, czy też Mateusza Madziąga dały nam z kolei sygnał, że także na zapleczu można znaleźć zawodników, podnoszących poziom reprezentacji Polski. Czy takich perełek w postaci silnych beniaminków oraz nowych kadrowiczów będzie więcej? Czy może potrzebna jest reforma, aby oddzielić dobrych od silnych?


Autor: Łukasz Leski
Fot. AZS UMCS Lublin