Marta Brudnicka: Sędziowanie futsalu jest trudniejsze niż piłki nożnej

30.03.20Utworzono
/uploads/assets/2271/71382997_3063756177029416_8823905654163898368_n.jpg
Z gwizdkiem jej do twarzy. Powoli wspina się po szczeblach sędziowskiej hierarchii i ma nadzieję, że kiedyś poprowadzi mecz w najwyższej klasie rozgrywkowej na trawie lub parkiecie. Coraz częściej można ją spotkać na spotkaniach futsalowej II ligi na Mazowszu. Futsal uwielbia za dynamikę oraz emocje aż do końcowej syreny. Poznajcie Martę Brudnicką, która dorastała w sportowej rodzinie i nie wyobraża sobie weekendu bez meczu.

- Skąd u Pani zamiłowanie do sędziowania i piłki. W Polsce nadal zbyt wiele kobiet nie biega z gwizdkiem po parkiecie.

 

- Na trawie coraz więcej kobiet sędziuje mecze, ale w futsalu, szczególnie na Mazowszu, nie ma nas zbyt wiele. Dziewczyny chyba nieco się obawiają spróbowania swoich sił w hali. Praca z gwizdkiem jest niezwykle wymagająca. Wiele kobiet po zakończeniu piłkarskiej przygody wybiera, jednak karierę trenerską. Mnie zaraził tą pasją tata, który był arbitrem na trawie. W dodatku mój brat jest piłkarzem, więc od zawsze kibicowałem jednemu i drugiemu. Któregoś dnia postanowiłam pójść na kurs sędziowski i spróbować swoich sił. Tak rozpoczęła się moja przygoda z gwizdkiem.

 

- Od jakiegoś czasu można Panią spotkać na meczach w futsalowej II lidze. Dlaczego wielka gra mniejszą piłką?

 

- To jest dosyć zabawna historia. Podczas zimowej przerwy na trawie, na jednym z portali społecznościowych, zobaczyłam skrót z futsalowego meczu. Byłam zdziwiona, że gra może być prowadzona w tak szybkim tempie, a sytuacja na boisku zmieniać jak w kalejdoskopie. Spodobało mi się to. Wkrótce w Mazowieckim Związku Piłki Nożnej rozpoczął się kurs dla futsalowych arbitrów, więc skorzystałam z okazji. A później wszytko poszło już z górki. Pierwszy mecz, pierwszy sprawdzian. Dzisiaj zdarza mi się oglądać nawet futsalowe potyczki w telewizji i internecie.

 

- Trudniej sędziuje się mecze na trawie czy jednak w hali?

 

- Sędziowanie futsalu jest o wiele, wiele trudniejsze niż piłki nożnej. Każda podjęta decyzja może mieć kolosalny wpływ na końcowy wynik. Nie można sobie pozwolić na nieroztropne odgwizdanie faulu akumulowanego, ponieważ każdy ma sporą wagę. Na trawie czasem można coś odgwizdać, żeby utemperować graczy. Tutaj nie ma na to miejsca. W dodatku szalone tempo wymaga od arbitra, żeby ciągle był pod grą. Nawet na moment nie można stracić z pola widzenia piłki oraz zawodników. Często kluczowe jest dobre ustawienie. Proszę mi wierzyć, że wszyscy futsalowi sędziowie muszą mieć żelazną kondycję, ponieważ w czasie meczu często przebiegną więcej kilometrów i na większej intensywności niż ich koledzy z trawy.

 

- Jak zawodnicy odnoszą się do kobiety z gwizdkiem?

 

- Wszystko zależy od sytuacji. Jeżeli nie popełnia się błędów to pojawiają się uśmiechy i panuje dosyć przyjacielska atmosfera. Jednak, kiedy przydarzy się jakaś pomyłka to nie ma żadnej taryfy ulgowej. Pojawiają się pretensje, jakieś mocniejsze słowa, ale na to trzeba być przygotowanym. Dzisiaj mogę powiedzieć, że to dobrze, bo w końcu wszyscy gdzieś dążymy do równego traktowania obu płci.

 

Wiąże Pani większe nadzieje z trawą czy jednak parkietem?

 

- Pomidor…Mam dopiero 20 lat i jeszcze sporo czasu na podjęcie takiej decyzji. Mogę jednak zdradzić, że przez zimę zadurzyłam się w futsalu. Odwiedzałam hale na Mazowszu regularnie i pojawił się spory sentyment. Kiedy jednak wracają rozgrywki na trawie to staram się traktować piłkę nożną i futsal na równi. Muszę na wszystko znaleźć czas, a momentami nie jest to takie łatwe. Bo są przecież jeszcze studia i praca.

 

- Rodzina pewnie Panią wspiera w rozwijaniu sportowej pasji, ale o wolnych weekendach można chyba zapomnieć?

 

- W moim słowniku nie występuje obecnie hasło: życie prywatne. Weekendy wypełniają mecze. W tygodniu łączę studia z pracą, więc trochę tego wolnego czasu brakuje. Pracuję dużo zdalnie, udzielając korepetycji z angielskiego, ale studiuję psychologię kliniczną, więc materiału do przyswojenia jest dosyć sporo. Powiem jednak szczerze, że tych pozytywnych emocji, które towarzyszą mi, kiedy wychodzą na parkiet lub stadion - nic nie zastąpi. Dzisiaj mogę powiedzieć z pełną premedytacją, że gra jest warta świeczki.

 

- Największe sędziowskie marzenia?

 

- Chcę być najlepszą wersją siebie, w tym co robię. Staram się ciągle rozwijać i doskonalić swój sędziowski warsztat. Wiem, że jeszcze bardzo dużo pracy przede mną, ponieważ jestem tak naprawdę na początku drogi. Marzę o tym, żeby zawodnicy, trenerzy oraz kibice dobrze oceniali moją pracę na boisku czy parkiecie. I nie kojarzyli mnie tylko, jako blondynkę, która ciągle się uśmiecha.

 

Zdjęcie: Archiwum prywatne