Michał Widuch: Na Malcie znaleźliśmy się przez przypadek

10.02.20Utworzono
/uploads/assets/2200/widuch-gsf-gliwice.png
Piast Gliwice po porażce u siebie z GSF-em pożegnał się z rozgrywkami Pucharu Polski. W lidze podopieczni Orlando Duarte są jak na razie drużyną środka tabeli, ale o utrzymanie mogą być raczej spokojni. Kapitan śląskiego klubu, Michał Widuch nie ukrywa, że trzy najbliższe mecze mogą przesądzić o tym, czy Piastunki będą się jeszcze bić w obecnej kampanii o czołowe lokaty. Doświadczony golkiper zapowiada ponadto walkę w kadrze narodowej o wyższą pozycję w bramkarskiej hierarchii.

- Derbowa porażka zawsze boli. 0:2 – mało futsalowy wynik, skąd u was taka indolencja strzelecka? Nie kusiło cię, żeby pójść do przodu i trochę pomóc kolegom?

 

- Nie, skupiam się głównie na swojej pracy między słupkami i takie wypady ograniczam do minimum. Byliśmy nieco zaskoczeni postawą GSF-u Gliwice, który tym razem nie chciał prowadzić gry, nie był agresywny w odbiorze na całym boisku i schował się na własnej połowie za podwójną gardą. Zespół Błażeja Korczyńskiego czekał na nasze błędy i z zimną krwią je wykorzystał. My z przodu stwarzaliśmy jakieś sytuacje, ale nie potrafiliśmy znaleźć sposobu na trafienie do siatki. Wielka szkoda, ponieważ przed rokiem graliśmy w finale Pucharu Polski, a teraz zakończyliśmy przygodę z tymi rozgrywkami bardzo wcześnie. Nie będę ukrywał, że pozostaje z tego powodu duży niedosyt.

 

- W lidze zajmujecie obecnie 8. miejsce i macie 9 punktów przewagi nad strefą spadkową. Całkiem przyzwoity wynik, jeżeli weźmie się pod uwagę fakt, w jakiej atmosferze i okolicznościach przygotowywaliście się do tego sezonu.

 

- Był lipiec, a tak naprawdę nie było do końca wiadomo, co stanie się z gliwickim klubem. Na całe szczęście sprawy organizacyjne w końcu się wyprostowały, mieliśmy trenera, no i pojawiły się wzmocnienia. Dzisiaj patrząc na nazwiska mogę śmiało powiedzieć, że mamy bardzo ciekawy skład i po serii zwycięstw odżyły nadzieje na coś więcej niż miejsce w środku tabeli. Jednak Futsal Ekstraklasa jest w tym sezonie bardzo wyrównana i zdarzają się niespodzianki. Niestety słabo rozpoczęliśmy 2020 rok. W potyczkach z Rekordem i Clearexem wywalczyliśmy jeden punkt, a pod koniec grudnia zremisowaliśmy u siebie z Acaną Orłem. Teraz punktów musimy szukać wszędzie, jeżeli chcemy włączyć się do wyścigu o czołowe lokaty.

 

- Ligowy kalendarze nie jest dla was zbyt łaskawy. Przed wami trzy mecze z wymagającymi rywalami. Na początek kolejne derby z nieobliczalnymi Akademikami z Katowic, a później Gatta i FC Toruń.

 

- Szczerze, to chyba trudniejszego terminarza mieć już nie można. Począwszy od końca grudnia gramy prawie z wszystkimi czołowymi zespołami Futsal Ekstraklasy. Trzy najbliższe mecze powinny dać nam odpowiedzieć, o co będziemy walczyć do samego końca. Czy o środek tabeli? Czy jednak zakręcimy się w okolicach najniższego stopnia podium. Wierzę, że stać nas na osiągnięcie dobrych wyników w trzech najbliższych spotkaniach, a kibice zobaczą świetne widowiska z naszym udziałem.

 

- Trochę czasu przepracowałeś już pod okiem legendarnego trenera, Orlando Duarte. Jakie wrażenia? Na co Portuglaczyk kładzie największy nacisk?

 

- Każdy szkoleniowiec ma swój styl i trochę inny warsztat. U Orlando Duarte nie zdarzają się na treningu ćwiczenia bez futsalówki przy nodze. Portugalczyk dużą wagę przykłada do detali, sporo wymaga od nas, ale również od siebie. W to co robi, wkłada sporo serca i energii. U niego nie ma indywidualności. Zawsze na pierwszym miejscu jest cały zespół i jego dobro. Pod jego wodzą robimy postępy i się rozwijamy. Każdy z nas to czuje. Podczas zajęć zawsze wbija nam do głowy, że futsal to gra błędów, ale nie możemy się bać ich popełniać, ponieważ inaczej nigdy nie będziemy szli z piłką do przodu. Staramy się jego słowa wcielać w życie, grać ofensywnie, wysoko w pressingu i bez strachu w oczach.

 

- Obecnie jesteś trzecim bramkarzem reprezentacji Polski. Trochę niewdzięczna rola, ale zdaniem wielu fachowców, akurat na tej pozycji mamy kłopoty bogactwa. W dodatku konkurencja jest bardzo mocna.

 

- Rola trzeciego golkipera w kadrze narodowej kompletnie mnie nie zadowala. Oczywiście z pozycji numer 3 bliżej jest do roli rezerwowego oraz pierwszego bramkarza. Muszę ciężko pracować na treningach i dawać z siebie wszystko w meczach ligowych, żeby przesunąć się wyżej w reprezentacyjnej hierarchii. Jestem świadomy tego jak mocna jest konkurencja. Bartek Nawrat to podstawowy golkiper mistrza Polski i świetny fachowiec. Michał Kałuża coraz częściej broni w hiszpańskiej ekstraklasie. Mnie pozostaje jak najlepiej prezentować się w barwach Piasta i czekać na swoją szansę.

 

- Co najbardziej ci utkwiło w pamięci z turnieju preeliminacyjnego na Malcie? Presja przed turniejem była duża?

 

- Jako pierwszy golkiper na liście rezerwowej byłem częścią tej drużyny. To slogan, ale atmosfera od samego początku była kapitalna. Ta piętnastka zawodników jest ze sobą bardzo zżyta. Nie ma grupek, kółek wzajemnej adoracji, wszyscy trzymamy się razem. Kiedy jest czas na kawę to wszyscy siedzimy przy jednym stole. Jakaś presja na pewno była, bo wszyscy mieliśmy gdzieś w pamięci nieudane eliminacje w Zielonej Górze. Mieliśmy jeden cel – wygranie swojej grupy z 9. punktami na koncie. Dominowaliśmy na parkiecie, pewnie pokonaliśmy wszystkich rywali, a różnica klas była widoczna w każdej potyczce. Chcieliśmy pokazać, że znaleźliśmy się na tym turnieju przez przypadek. Że nasze miejsce jest gdzieś indziej i nadal mierzymy wysoko, ponieważ trzeba ścigać swoje marzenia.

 

Tekst: Rafał Szlaga

Zdjęcie: Piast Gliwice