Sebastian Stawicki: Polscy sędziowie są cenieni w Europie

25.05.20Utworzono
/uploads/assets/2372/286276_244623455568275_7807220_o.jpg
Przeszedł wszystkie możliwe sędziowskie szczeble. Pierwszy swój mecz sędziował w wieku 8 lat, pomagając na linii ojcu, który do teraz pozostał jego głównym mentorem. Dzisiaj Sebastian Stawicki sprawuje funkcję wiceprzewodniczącego Zespołu Futsalu Kolegiów Sędziów PZPN i często można go spotkać na parkietach Futsal Ekstraklasy w roli obserwatora. Sporą wagę przykłada do szkolenia polskich arbitrów. Wielu z nich już obecnie należy do europejskiej elity i są doceniani na arenie międzynarodowej.

- Pana przygoda z gwizdkiem zaczęła się jakiś czas temu. Można powiedzieć, że przeszedł Pan wszystkie możliwe sędziowskie szczeble. A jak to wszystko się zaczęło?

 

- Pierwszy mecz, który miałem okazję sędziować na wysokim szczeblu zapamiętałem ze względu na pewien humorystyczny aspekt. 2003 rok, starcie Holiday Chojnic kontra Akademia Słowa Poznań, czyli dwa zespołu, które wkrótce będą w lidze rozdawały karty i sędziowałem go razem z kolegą z Łodzi. Przed meczem powiedział do mnie: Sebastian, ty będzie biegał w prawo, a ja będę biegał w lewo. Nie będziemy się wymieniać, będzie nam łatwiej. Jako pierwszoroczniak musiałem to zaakceptować, ale coś mi w tym od samego początku nie pasowało. To była pierwsza i ostatnia potyczka, którą tak prowadziłem. Miłością do sędziowania zaraził mnie ojciec, który był arbitrem, obserwatorem i realizował się na tym polu przez wiele lat. Pamiętam, że pierwszy swój mecz sędziowałem, kiedy miałem 8 lat. Tata zabrał mnie na spotkanie juniorów, a że brakowało liniowego to mogłem złapać za chorągiewkę i pokazywać, kto rozpocznie grę z boku. Nadal współpracuję z ojcem, który jest moim mentorem w tej dziedzinie. Dalej podsuwa mi jakieś ciekawe interpretacje przepisów lub dyskutujemy na temat kontrowersji. Lubię te nasze rozmowy, wiele się od niego nauczyłem.

 

- Na swoim koncie ma Pan setki sędziowanych spotkań w ekstraklasie oraz na najważniejszych imprezach futsalowych w Europie. Jak Pan wspomina te czasy? Kiedyś było inaczej? Trudniej, bo np. nie było jeszcze tak rozwiniętej technologii do komunikacji?

 

- W mojej opinii, same sędziowanie było trochę łatwiejsze. Co prawda nie było jeszcze tej całej wspomagającej technologii, ale sama gra była bardziej techniczna i padało więcej bramek. Gry kontaktowej też było nieco mniej, podobnie jak walki i agresji na boisku. To się mocno zmieniło. FIFA poszła z duchem gry na trawie i zunifikowała przepisy. Nie do końca uważam tę decyzję za trafną. Mecze futsalowe stały się przez to bardziej fizyczne, większą wagę przykłada się do gry defensywnej, brakuje szybkości, no i goli – czyli tego co jest solą tej dyscypliny. Mam nadzieję, że to się wkrótce zmieni.

 

- Dzisiaj sędziowie muszą ciągle się rozwijać, być na bieżąco z najnowszymi interpretacjami przepisów. Jak wyglądają szkolenia i ile pracy trzeba w to wszystko włożyć?

 

- W Polsce arbitrzy, którzy sędziują w Futsal Ekstraklasie lub I lidze to rozjemcy z grupy TOP A lub TOP B. W ich przypadku szkolenie nie ma jakiś znaczących różnic. Jedni i drudzy muszą być optymalnie przygotowani do swojej pracy pod względem fizycznym oraz merytorycznym. Sędziowie co tydzień otrzymują zestawy ćwiczeń od Grzegorza Krzoska, który jest doskonałym trenerem od przygotowania fizycznego. Ich postępy są na bieżąco monitorowane dzięki specjalnym zegarkom. Czas sędziów z brzuszkiem minął już bezpowrotnie. Tak naprawdę od jakiegoś już czasu wszyscy rozjemcy, prowadzący mecze w elicie testy biegowe zaliczają z dobrymi wynikami. A egzaminy wcale nie są łatwe. W teorii i praktyce też zrobiliśmy duży postęp. Kiedy przyjeżdża do nas ktoś z oficjeli z UEFA lub FIFA to często mówi, że pod względem szkoleniowym jesteśmy na ścisłym szczycie. Co pół roku przyjeżdżają do nas instruktorzy FIFA i prowadzą wykłady. Sędziowie trochę na nas psioczą, że muszą robić samooceny z meczów, ale to im pomaga stawać się lepszym. Każdy mecz musi być przez nich przeanalizowany pod kątem dobry i złych decyzji. Pamiętam, że jak kilka lat temu spływały do nas pierwsze samooceny to były wszystkie bardzo pozytywne. Udało się jednak arbitrom pokonać swoją mentalną barierę i teraz już bez oporów przyznają się do błędów. Co więcej wymieniają się uwagami między sobą, a to wszystko ma pozytywny wpływ na poziom sędziowania. To jest jedyna, słuszna droga do tego, żeby się rozwijać. Mamy warsztaty, szkolenia, teraz jeszcze wprowadziliśmy webinaria i spotykamy się przynajmniej raz w tygodniu ze wszystkimi arbitrami, żeby omówić klipy, które przysyła nam UEFA. Wszyscy są na bieżąco z najnowszymi interpretacjami.

 

- Jak wygląda praca obserwatora na meczu Futsal Ekstraklasy?

 

- Praca obserwatora jest bardzo ważna i uważam, że nie powinno się odchodzić od ich obecności na meczach, ponieważ sporo stracimy wszyscy. To osoba, która w chwili, kiedy coś się dzieje jest w szatni razem z sędziami i pewne trudno decyzje może wziąć na siebie przed i po meczu. Rolą obserwatora nie jest wyłapanie błędów czy dobrych rzeczy, ale opisanie zawodów jako całości. On pełni przede wszystkim funkcję nauczyciela, który wystawia co prawda ocenę arbitrowi, ona jest ważna, ale nie jest wcale najważniejsza.

 

- Jak Pan ocenia krytykę niektórych działaczy wywiadów z sędziami w social mediach Futsal Ekstraklasy?

 

- Wszyscy wiemy, że mamy okres ogórkowy, który w tym roku rozpoczął się zdecydowanie zbyt wcześnie, więc ciekawych futsalowych tematów nieco brakuje, bo liga nie gra już od ponad 2 miesięcy. Nas jako komórkę sędziowską poproszono o to, żeby przybliżyć nieco tajniki pracy arbitrów. Był już wywiad z sędzią międzynarodowym, kilkoma osobami, które dopiero stawiają w futsalu pierwsze kroki, ale są bardzo utalentowane. Zależy nam na tym, żeby w pełnym przekroju pokazać pracę oraz ludzi, którzy łapią za gwizdek. Uważam to za coś pozytywnego. Oczywiście jeszcze lepiej to wszystko wygląda, kiedy obok przeczytamy jakiś artykuł o zawodniku czy wywiad z trenerem, ale jestem pewny, że również takich tekstów nie zabraknie.

 

- Młode osoby garną się dzisiaj do sędziowania? Łatwo jest znaleźć nowe talenty z gwizdkiem?

 

- Takich osób jest coraz więcej, bo sędziowie widzą, że futsal jest ciekawy, porywający, ale jednocześnie trudny. Można przy optymalnej pracy w ciągu 2 czy 3 lat wejść już do ekstraklasy. W ciągu 4 czy 5 na poziom międzynarodowy, co raczej na boisku trawiastym nie jest możliwe. Kiedyś była taka tendencja, że do futsalu przychodzili rozjemcy, którzy kończyli swoją przygodę z trawą. Teraz mamy wiele osób w przedziale 21-23 lata, sędziują na trawie, ale chcą spróbować swoich sił w hali, ponieważ widzą przed sobą ciekawe perspektywy. Oczywiście, że doświadczenie jest w cenie, ale arbitrzy, którzy mają 35 lat raczej nie mają szans na karierę międzynarodową. Marząc o takiej drodze trzeba rozpocząć swoją przygodę na parkiecie 5-6 lat wcześniej.

 

- Poziom sędziowania w Polsce poszedł w ostatnich latach w górę? Fakt, że każdy mecz można obejrzeć w telewizji lub internecie pomaga?

 

Relacje pozwalają jeszcze lepiej przygotować się arbitrom do prowadzenia spotkań. Zawsze do nich apelujemy, żeby przyglądali się poszczególnym drużynom i zawodnikom. Analizowali pod kątem sędziowskim ich grę. Inaczej ustawia się na boisku Paweł Budniak, a jeszcze inaczej Rafał Franz. Sędziowie, którzy pojawiają się na boiskach Futsal Ekstraklasy muszą zwracać uwagę na takie detale. Polscy rozjemcy są cenieni w Europie i często dostają możliwość pracy na najważniejszych imprezach futsalowych. Panuje też taka opinie w europejskim środowisku, że rzadziej przydarzają im się rażące błędy niż ich kolegom po fachu z innych krajów. To przede wszystkim efekt ich ciężkiej pracy. Sędziowie międzynarodowi Tomek, Sławek, Dominik i Damian biorą regularnie udział w webinariach organizowanych przez UEFA.

 

 

Zdjęcie: Archiwum prywatne