Zastawnik: Mam nadzieję, że na EURO będę już gotowy do gry

16.04.21Utworzono
/uploads/assets/3306/Bez tytułu.png
Pech Mikołaja Zastawnika w tym sezonie nie opuszczał. Kiedy wydawało się, że już wrócił do gry, dopadła go kolejna kontuzja, która wyklucza go na następne długie miesiące. Jak do tego dokładnie doszło? Jak ocenia całe eliminacje w wykonaniu reprezentacji Polski? I jak podsumowałby swój kolejny sezon w Clearexie? Zapraszamy.

Przede wszystkim gratulacje awansu i też z tego powodu nie można inaczej zacząć, jak od pytania, do której godziny trwało świętowanie?

 

Na pewno tego wieczoru pozwoliliśmy sobie, aby trochę dłużej posiedzieć, ale oczywiście to też zależało od osób. Jedni poszli szybciej spać, drudzy trochę później. Trener nie miał z tym problemu, ale oczywiście wszystko było z pełną rozwagą. Wiemy jaki sukces osiągnęliśmy, ale wiemy też co jest jeszcze przed nami.

 

A na wszystkie wiadomości udało się odpowiedzieć? Bo mimo, że nie mogłeś zagrać, to wiele gratulacji zapewne się pojawiło.

 

Wiadomości rzeczywiście było sporo i prawdę mówiąc, to jeszcze do dziś na niektóre odpisuję.

 

Ty pamiętasz w ogóle jakiś mecz kadry o tak wysoką stawkę, gdzie dodatkowo było jeszcze tyle emocji i zwrotów akcji? Bo mecz z Węgrami też był emocjonujący, ale chyba nie aż tak bardzo.

 

Właśnie chciałem przytoczyć ten mecz z Węgrami, gdzie w barażu o mistrzostwa Europy wygraliśmy 6:4, aczkolwiek nie mogło się to równać z tym, co działo się w trakcie spotkania z Czechami. Osobiście trochę inaczej to przeżyłem. Z perspektywy trybun zupełnie inaczej się to odbierało, był dużo większy stres, ale na szczęście chłopakom udało się wygrać. Jeśli miałbym jednak przytoczyć jeszcze jakiś inny mecz, to z Kazachstanem, kiedy w Szczecinie zremisowaliśmy 1:1, choć tam w rewanżu nie poszło już to po naszej myśli. Myślę zatem, że te dwa mecze barażowe – z Węgrami i Czechami, to była taka prawdziwa bomba emocji.

 

Czyli jakbyś miał to zgrupowanie ustawić jakoś w hierarchii ważności, to zapewne znalazłoby się na samej górze?

 

Na ten moment tak, ale mam nadzieję, że będzie jeszcze takich wiele.

 

A co Twoim zdaniem było decydujące w całych eliminacjach? Bo o ile wygrana z Czechami była bardzo ważna, tak wydaje mi się, że mogło jej nie być, gdyby nie remis w Portugalii, który chyba mocno was zbudował pod względem mentalnym.

 

Myślę, że tak. Jeżeli chodzi o wszystkie zgrupowania, to dużą rolę, poza determinacją, koncentracją i daniem z siebie więcej, niż sto procent, odegrała taktyka obrana na każdy mecz, która później się sprawdzała – zarówno z Portugalią, jak i z Czechami. Stałe fragmenty gry, które mieliśmy opracowane do maksimum – każdy wiedział gdzie ma biec, w którym momencie. Trener precyzował czasem nasze ustawienie nawet o jeden metr w lewo lub w prawo, mówił, w której sekundzie mamy ruszać, więc w tym elemencie byliśmy bardzo groźną drużyną.

 

Przechodząc do Ciebie, to jak dokładnie wyglądała sytuacja, kiedy nabawiłeś się urazu? Bo aż trudno sobie wyobrazić, że tak poważna kontuzja może się przytrafić w trakcie zwykłego rozruchu.

 

Powiem szczerze, że sam jestem w szoku. Wróciliśmy w nocy z Pragi po meczu z Czechami, następnego dnia w okolicach południa mieliśmy samo rozbieganie z rozciąganiem i wtedy, gdy chciałem przejść z marszu to lekkiego truchtu, poczułem delikatny uraz.

 

Od razu czułeś, że to coś poważnego?

 

Nie. Delikatnie, można powiedzieć, skręciłem kolano, ale myślałem, że jest to tak, jak ze stawem w palcu – na chwilę wyskoczył, kilka ruchów i znów wszystko będzie w porządku. Poszedłem zatem do fizjoterapeuty, popracowaliśmy chwilę razem, a wieczorem powiedział, że ma nadzieję, że rano wszystko będzie już dobrze. Niestety w nocy kolano trochę opuchło. Musieliśmy pobrać płyn i stwierdziliśmy razem z doktorem, że nie ma co czekać i jedziemy na rezonans, a tam już niestety potwierdziła się najgorsza diagnoza.

 

Trener na konferencji mówił, że Twoja przerwa od gry może potrwać 7-8 miesięcy. Dziś na łamach Sportowych Faktów mówiłeś, że nawet dziewięć. Ten okres może się zatem jeszcze zmienić, w którąś ze stron?

 

Jak najbardziej. Rezonans nie wykazał jakichś dobrych nowin, ale lekarz powiedział, że wszystko będzie wiedział dopiero, gdy otworzy kolano. Operacja ma być w poniedziałek i wtedy dopiero będzie można stwierdzić czy ten okres się skróci, czy może nawet wydłuży, ale te 9-10 miesięcy to jest już takie maksimum. Wtedy bowiem musiałoby być naprawdę bardzo źle, dlatego mam nadzieję, że to będzie te 7-9 miesięcy i na EURO będę już w stu procentach gotowy.

 

Rozumiem, że ta poprzednia kontuzja i szybki powrót po niej, nie miał na to żadnego wpływu?

 

Nie, to jest całkowicie coś innego. Tam miałem w prawej nodze uszkodzoną łękotkę i naderwane więzadła. Wróciłem po kontuzji, zagrałem w pięciu meczach, ale niestety druga noga odmówiła posłuszeństwa.

 

Tobie jakoś ta kontuzja sprawia w ogóle dyskomfort w życiu codziennym? Bo w Opolu widać było, że chodziłeś normalnie bez pomocy kul, czy ortezy.

 

Rozmawiałem właśnie z doktorem, bo sam byłem w szoku, że taki uraz może być bezbolesny. Po prostu poczułem delikatne chrupnięcie i tyle. Po dwóch dniach mówiłem nawet trenerowi, że gdybym nie pojechał na rezonans, to pewnie mógłbym nawet zagrać w tym meczu, bo teraz nie odczuwam żadnego dyskomfortu. Wszystko z powodu tego, że łękotka tak się ustawiła, że nie ogranicza mnie w ogóle ruchowo. Jak jednak powiedział lekarz, całe szczęście, że zrobiliśmy rezonans, bo gdybym wystąpił z Czechami, to mogłoby to wyglądać jeszcze gorzej.  

 

Zakładając, że ze zdrowiem wszystko będzie dobrze i w styczniu zobaczymy Cię na parkietach w Holandii, myślisz, że wyjście z grupy jest rzeczywiście realne? Tam w końcu będą wyłącznie reprezentacje pokroju Portugalii i Czech, przez co znów będziecie atakować z pozycji „underdoga”.

 

Myślę, że wyjście z grupy jest jak najbardziej realne. Też w tych eliminacjach, mimo wielu niedogodności, pokazaliśmy, że nie jesteśmy chłopcami do bicia. Oczywiście jedziemy tam, poniekąd po naukę, ale jesteśmy już taką reprezentacją, która może coś zawojować na mistrzostwach Europy. Na pewno nie chcemy przejść cyklu: mecz otwarcia, mecz o wszystko, mecz o honor. Myślę, że tak nie będzie, a sam mam nadzieję, że będę mógł w tym znacząco pomóc na parkiecie.   

 

A są jakieś reprezentacje, których chciałbyś uniknąć lub wręcz przeciwnie, bo skoro jedziemy na mistrzostwa, to trzeba korzystać i grać z najlepszymi?

 

Na mistrzostwach Europy z pewnością nie ma słabych drużyn, ale nie mam raczej takich życzeń, aby kogoś ominąć. Mecze z Portugalią pokazały, że z tego jednego spotkania możemy wywieźć korzystny wynik, aczkolwiek są też statystycznie słabsze drużyny, z którymi również będziemy musieli powalczyć.  

 

Terminy spotkań, a raczej odstęp między nimi, może być dla was jakimś minusem? Bo jednak ten system eliminacyjny nieco wam pomógł w awansie, niż jakbyście musieli grać turniej.

 

Tak, ten system był dla nas rewelacyjny. Mogliśmy spokojnie przygotować się do każdego meczu i opracować rywala właściwie w stu procentach. W systemie turniejowym mamy jeszcze mały problem, kiedy mecze są w krótkim odstępie czasowym. Dlatego musimy dobrze przygotować się pod względem fizycznym, a też już jak poznamy swoich rywali, to trener z pewnością będzie nam dostarczał nowe informacje na temat danych drużyn.  

 

Patrząc na obecną kadrę i tą co jechała na mistrzostwa w 2018 roku, dostrzegasz jakieś różnice? Może w doświadczeniu, dojrzałości sportowej, czy np. wiedzy taktycznej?

 

Rozmawialiśmy o tym nawet na zgrupowaniu w Czechach, że tylko sześć osób było na poprzednich mistrzostwach z tej naszej grupy: Tomek Kriezel, Tomek Lutecki, Sebastian Wojciechowski, Michał Kałuża, Michał Kubik i ja. Skład jest zatem mocno odmieniony, trener stawia na nowe twarze i tak jak sam mówił, że Klaus, czy Hoły weszli do kadry, to od razu wnieśli dużo jakości. Myślę zatem, że jedziemy dużo bogatsi o doświadczenie. Niektórzy w kadrze są już od sześciu lat, tak jak np. ja i Tomek Kriezel i przez ten czas zawsze gramy w jednej czwórce, dlatego do doświadczenia dochodzi także bardzo ważne zgranie oraz mądrość taktyczna.

 

A u selekcjonera też dostrzegasz jakieś zmiany, które zaszły przez ten czas?

 

Na pewno trener stał się dużo bardziej spokojny. Myślę, że teraz całkowicie inaczej przekazuje nam wiedzę, którą nabywa w trakcie oglądania meczów, więc i nam jest łatwiej ją przyswoić. Poza tym na pewno zupełnie zmieniliśmy taktykę. Wcześniej chcieliśmy grać ofensywnie, w ataku pozycyjnym. Natomiast teraz trener przeanalizował wszystkie mecze i jednak z tych ataków nie strzela się najwięcej bramek, dlatego zmieniliśmy kompletnie styl gry w ofensywie. Wymieniamy dwa, trzy, cztery podania i gramy tak, jak selekcjoner pokazuje nam Barcelonę czy Inter Movistar na analizie. Tak jak oni grają, tak i my zagraliśmy z Czechami oraz Portugalią. Wiadomo, że z Portugalią w ataku pozycyjnym bylibyśmy bez szans, więc zniwelowaliśmy go do minimum, a skupiliśmy się na defensywie i stałych fragmentach gry, co przyniosło widoczne efekty.

 

Mówisz o większym spokoju u trenera, ale to chyba można też dostrzec teraz także u was.

 

Tak, nawet było o tym mówione, o boiskowej mądrości. Bo jeśli stracimy nawet bramkę, to nie możemy jej odrabiać od razu za wszelką cenę, ponieważ to jest futsal i te sytaucje na pewno będziemy mieć.

 

Zmieniając temat, jutro zaczynamy taką ostatnią prostą sezonu. Jako, że Ciebie już niestety nie będziemy mogli oglądać, jak byś podsumował ten okres w swoim wykonaniu?

 

Jeżeli miałbym podsumować to jednym słowem, to: porażka albo tragedia. Nie jestem do końca zadowolony ze swoich występów. Od początku sezonu nie omijały mnie kontuzje. Przed sezonem miałem wycinany wyrostek i wróciłem dopiero na sam finał Pucharu Polski z Lubawą. Później skręcona kostka, konflikt mięśnia biodrowo-lędźwiowego, następnie prawe kolano, a teraz gdy już odbudowywałem swoją formę, znowu pęknięta łękotka. Z tego względu, przy szeregu tylu kontuzji, uważam, że trudno się gra. Patrząc na statystyki nie wygląda to źle, bo bodajże w czternastu meczach miałem jedenaście bramek i sześć asyst. Tu nie wygląda to zatem źle, ale i tak w tych meczach nie czułem się najlepiej, bo to, że strzelałem bramki, to była bardziej zasługa drużyny, niż jakiejś mojej przebojowości, której nie było. Ale to też z powodu tych urazów – bałem się, że coś może się odnowić i grałem bardziej asekuracyjnie.   

 

Myślę, że podobnie cała twoja drużyna mogłaby tak ocenić sezon. Ten się jeszcze oczywiście nie skończył, ale oczekiwania mieliście zapewne dużo większe.

 

Zgadza się. Przed każdym sezonem, każda drużyna ma postawiony jakiś cel, a my mieliśmy go postawiony bardzo wysoko, jak na Clearex przystało. Po raz kolejny jednak mamy 4. miejsce, więc to nie jest dla nas zadowalające. Z drugiej strony mieliśmy jednak też sporo problemów zdrowotnych. Rozmawiałem na ten temat z Sebastianem Leszczakiem i wyszło nam, że pięć kolejek chłopaki grali w sześciu, co musiało się w końcu na nich odbić. Nie da się bowiem grać takiej ilości spotkań, w tak krótkim czasie, w tyle osób, a wtedy jeszcze akurat kolejki odbywały się w systemie weekend – środa. Szanse na medal są zatem już tylko matematyczne, a i z Pucharem Polski będzie trudno. Zagramy bez Sebastiana Leszczaka, Przemka Dewuckiego, beze mnie. Co prawda wracają inni, ale oni też są po swoich urazach. Na pewno jednak nie złożymy broni, bo też nie mamy nic do stracenia.   

 

Potrafisz to jakoś w ogóle wytłumaczyć, że jednego dnia gracie jak z nut z Rekordem, czy Constractem, a tydzień później tracicie punkty z drużynami walczącymi o utrzymanie?

 

Myślę, ze to jest kwestia mentalna. Na te drużyny z czołówki potrafimy się zmotywować, ale na niektóre spotkania, szczególnie teraz, gdy nie ma kibiców, jeździ się czasem, jak na sparingi.

 

Jaką dałbyś zatem receptę tę końcówkę sezonu, aby takich potknięć już uniknąć? Na koniec rundy dużo mówiło się o poprawie skuteczności, teraz to jest wyłącznie kwestia mentalna?

 

Na pewno ten brak skuteczności był naszą bolączką. Teraz jednak musimy być cały czas skoncentrowani i to z każdym rywalem, tak jakbyśmy grali z Rekordem, czy Constractem. Chłodna głowa i dobre mentalne nastawienie powinno pomóc.


Rozmawiał: Łukasz Leski

Fot. Getty Images