Jan Gawle: Nie jestem zwolennikiem systemu VAR w futsalu

21.06.20Utworzono
/uploads/assets/2418/91909039_2883459105102815_9006960677897633792_o.jpg
Wszystko zaczęło się od sędziowania meczów halowych w Dębicy, gdzie grano jeszcze wtedy z wykorzystaniem band i bez akumulowanych przewinień. Jan Gawle z powodzeniem pełni rolę rozjemcy w Futsal Ekstraklasie, a na Podkarpaciu zajmuje się również szkoleniem sędziowskiego narybku. Kiedyś w Białymstoku podczas meczu ligowego zgubił na chwilę gwizdek, ale z opresji wybawił go kolega. Nam zdradził, że nie jest zwolennikiem systemu VAR w futsalu.

Jak wyglądało Pana pierwsze zetknięcie już jako arbitra z futsalem? Była to miłość od pierwszego wejrzenia czy nie do końca?

 

- Pierwsze kroki na parkiecie stawiałem z Pawłem Wałęgą w dębickiej lidze środowiskowej, ale z futsalem nie miała ona za wiele wspólnego, ponieważ grano z bandami i przepisy były mocno umowne. Próba wdrożenia futsalowych zasad kończyła się zdziwieniem zawodników, którzy nie za bardzo wiedzieli z czym mają do czynienia. Później mieliśmy okazję gwizdać mecze sparingowe ekipy Tomy Więcpol Stobierna, która występowała w ówczesnej II lidze futsalowej. To było tak naprawdę pierwsze, takie rzeczywiste moje zetknięcie z wielką grą małą piłką. Uczyliśmy się futsalu z książek, a trochę podczas tych meczów towarzyskich. Nie było to łatwe, ponieważ brakowało fachowej literatury, a przepisy gry pamiętam, że ściągałem z jakiejś szkolnej strony internetowej, na której opublikował je jeden z nauczycieli wychowania fizycznego. Dzisiaj jest łatwiej, ponieważ praktycznie wszystko można znaleźć w internecie, łącznie z przykładami wideo.

 

- W sporcie coraz częściej są wykorzystywane nowe technologie. Korzystają z nich również rozjemcy w różnych dyscyplinach. Pana zdaniem futsal potrzebuje analizy wideo przy spornych sytuacjach?

 

- Nie jestem zwolennikiem systemu VAR w futsalu. Oczywiście, że przy spornych sytuacjach możliwość odtworzenia czegoś przez system powtórkowy mogłoby pomóc arbitrom podjąć prawidłową decyzję, ale nasza dyscyplina nie lubi przerw. Z drugiej strony do kontrowersji może dochodzić na parkiecie co kilka minut, więc przerywanie gry w każdym takim momencie mija się z celem. Kiedyś robiłem sobie porównanie przepisów futbolowych z tymi futsalowymi. Porównałem sobie ile metrów wolnej przestrzeni ma średnio piłkarz, a ile futsalista na parkiecie. Na trawie w jednej drużynie musiałoby zagrać 44 zawodników, żeby 1 do 1 odzwierciedlić futsalowe warunki. Do wprowadzenia takich nowinek niezbędna jest dobra infrastruktura. U nas w Polsce wygląda to różnie. Gdzieś jest ściana zaraz za bramką, gdzieś są ustawione drabinki, a to może utrudniać pracę ekipy odpowiedzialnej za system powtórkowy. Zobaczymy czy w ciągu kilku najbliższych lat władze UEFA czy FIFA zdecydują się wprowadzić takie systemy na większą skalę również w futsalu.

 

- Trudno jest pogodzić sędziowanie z pracą. Jak Pan sobie radzi w tym aspekcie? Rodzina czasem marudzi, że znika Pan w weekendy?

 

- Może dzisiaj rodzina już nie marudzi, bo się przyzwyczaiła, ale nie będę ukrywał, że na początku naprawdę było ciężko. Kiedy byłem jeszcze tylko razem z żoną to ona czasem przymykała oko na to, że w sobotę znikałem z domu na kilkanaście godzin, bo wyjeżdżam na mecz na drugi koniec Polski. Jednak kiedy pojawiły się dzieci, to trzeba było trochę przystopować i więcej czasu poświęcić młodszemu pokoleniu. Na całe szczęście rodzina rozumie moją pasję, a obecna sytuacja epidemiczna sprawia, że żona jest trochę zdziwiona, że teraz jestem w domu w każdy weekend. Jest trochę czasu na to, żeby nadrobić rodzinne zaległości. Natomiast, jeżeli chodzi o pracę, to trudno jest mi sędziować w tygodniu potyczki ligowe, ponieważ do pracy dojeżdżam kilkadziesiąt kilometrów. Jeszcze jakiś czas temu pracowałem w Krakowie, więc codziennie pokonywałem kawał drogi.

 

- Ma Pan na swoim koncie setki meczów sędziowanych na parkiecie. Zdarzają się takie, które czasem głęboko zapadają w pamięć ze względu na jakieś humorystyczne akcenty. Pan też miał okazję w takich uczestniczyć?

 

- Pamiętam, że podczas meczu w Białymstoku po zderzeniu z jednym z zawodników zgubiłem gwizdek, który znalazł się gdzieś pod trybunami. Na całe szczęście miałem łączność z drugim arbitrem, który używał za mnie gwizdka aż do momentu, kiedy gra została przerwana. Wtedy kolega pożyczył mi jeden ze swoich zapasowych gwizdków. A podczas meczów zdarzają się różne sytuacje. Czasem parkiet nie jest odpowiednio wyczyszczony i widać to nawet podczas relacji w internecie. A wiadomo, że każda mokra plama jest niebezpieczna dla zawodnika czy arbitra, bo łatwo można doznać urazu stawu skokowego. Do tego dochodzą jakieś przypadkowe zderzenia z graczami. Na bandy też trzeba uważać, bo potrafią być podstępne, ale z nimi ja na razie ma głównie na pieńku Grzegorz Wiercioch.

 

- Na Podkarpaciu zajmuje się pan również szkoleniem sędziowskiego narybku. Jakie cechy powinien posiadać kandydat na arbitra? No i jak wygląda zainteresowanie?

 

- Zainteresowanie jest spore, bo prawie co roku organizujemy kurs i mamy średnio od 10-15 uczestników. Wszystko zaczyna się od egzaminu teoretycznego oraz kondycyjnego na wzór tego, z którym trzeba się zmierzyć na szczeblu centralnym. Dopiero ci najbardziej perspektywiczni kandydaci mogą spróbować swoich sił już szczebel wyżej. W sumie mamy 7 arbitrów z Podkarpacia na wyższym szczeblu. Tak naprawdę predyspozycje kandydata weryfikuje dopiero parkiet. Na Podkarpaciu mamy miejscową II ligą, więc tam często w towarzystwie bardziej doświadczonego kolegi młodzi arbitrzy stawiają pierwsze kroki. Niektórzy po dwóch czy trzech meczach rezygnują, bo nie radzą sobie z presją lub nie są w stanie nadążyć za tempem gry. Ważna jest koordynacja wzrokowo-ruchowa. Na podjęcie decyzji mamy często ułamek sekundy. Futsal nie jest łatwy do sędziowania.

 

- Z czym największy problem mają na samym początku młodzi sędziowie?

 

- Początkujący sędziowie największy problemem mają z rzeczami technicznymi. Futsalowi arbitrzy poruszają się po linii bocznej i muszą być zawsze optymalnie ustawieni względem zawodników oraz akcji, żeby móc ocenić sytuację. Wszystko musi być w zasięgu wzroku i muszą być w 100-procentach skupieni i radzić sobie z presją. Warto też uczulać rozjemców na to, że każdy faul akumulowany w futsalu ma duże znaczenie. Jeżeli, ktoś odgwiżdże na początku szybko obydwu drużynom 3-4 faule, żeby utemperować graczy, to może pojawić się problem, bo na parkiecie zrobi się nerwowo. I każdy będzie oczekiwał od sędziego, żeby gwizdał kolejne tak zwane miękkie przewinienia. Trzeba w tym wszystkim zachować zdrowy rozsądek i w pełni kontrolować boiskowe wydarzenia.

 

Zdjęcie: Acana Orzeł Jelcz-Laskowice