Kocury wdrapały się na pozycję wicelidera

01.03.20Utworzono
/uploads/assets/2230/lukasz-groszakpgatta.jpg
Kibice Gatty Zduńska Wola pięć lat czekali na ligowe zwycięstwo swojej drużyny nad Piastem w Gliwicach. Kocury po emocjonującym meczu pokonały śląski zespół 2:1, wykorzystały potknięcie Clearexu Chorzów i wskoczyły na pozycję wicelidera Futsal Ekstraklasy. Zwycięstwo nie przyszło jednak podopiecznym Marcina Stanisławskiego łatwo. Wynik był sprawą otwartą aż do końcowej syreny, a kluczem do wygranej okazała się żelazna defensywa.

- Graliśmy dzisiaj bardzo konsekwentnie i odpowiedzialnie w tyłach. Jedyne do czego można się przyczepić to początek drugiej odsłony, kiedy oddaliśmy na kilka minut pole Piastowi i kilkakrotnie pod naszą bramką zrobiło się gorąco. Jednak przez większą część spotkania to my mieliśmy inicjatywę i chyba więcej stworzyliśmy klarownych sytuacji. Spotkały się dzisiaj dwa wyrównane zespoły i przyznam szczerze, że przed pierwszym gwizdkiem sędziego szanowałbym każdy punkt zdobyty w Gliwicach. Tym bardziej cieszy wygrana na tak trudnym terenie, bo długo na nią czekaliśmy – powiedział na gorąco Marcin Stanisławski, trener Kocurów.

 

Gliwiczanie pomimo kilku znaczących ubytków w składzie prowadzili wyrównany bój z byłym mistrzem Polski. Co więcej w 11. minucie najwięcej zimnej krwi w zamieszaniu podbramkowym zachował Mateusz Mrowiec i otworzył wynik spotkania. Dla byłego zawodnika Gwiazdy Ruda Śląska było to pierwsze trafienie w barwach nowego klubu. 22-letni pivot nie ukrywał jednak po końcowej syrenie, że remis był w zasięgu ręki.

 

- Zabrakło nam dzisiaj przede wszystkim konsekwencji pod bramką przeciwnika. Czuję duży niedosyt, ponieważ przy prowadzeniu 1:0 mieliśmy jeszcze okazje, żeby podwyższyć rezultat. Podobnie było na początku drugiej połowy przy stanie 1:1. Nie zdołaliśmy się podnieść po stracie tego drugiego gola. Czegoś zabrakło, może trochę szczęścia, bo futsalówka kilka razy już prawie wpadała do siatki. Szkoda, bo praktycznie tracimy szansę na medal – zdradził Mateusz Mrowiec, pivot gliwickiego klubu.

 

Kluczowym momentem potyczki okazała się 27. minuta, kiedy to Michał Marciniak ofiarnie wyłuskał piłkę przed polem karnym i wystawił ją jak na tacy Danielowi Krawczykowi. Trener Orlando Duarte błyskawicznie po stracie gola wprowadził do gry lotnego golkipera i zaczęło się oblężenie Zduńskiej Woli.

 

- Nie byliśmy przygotowani na taką grę od 27. minuty. Prowadziliśmy tylko jedną bramką, do końca było prawie 13 minut, a rywal już wszystko stawiał na jedną kartę. Jednak jesteśmy doświadczonym zespołem i potrafimy dobrze się bronić, kiedy rywal rozpoczyna grę w przewadze. Oczywiście zawsze potrzeba w tym wszystkim sporo determinacji, czasem jeżdżenia na tyłkach i trochę szczęścia. Tutaj przywołuję w pamięci chociażby wślizg Jaśka Dudka, który w ostatniej chwili zablokował groźny strzał z bliska – dodał Stanisławski.

 

Gatta w 2020 roku jeszcze nie przegrała ligowego meczu i znalazła się w gronie zespołów, które do samego końca powinny bić się o medale. Nastroje stara się jednak tonować Dariusz Słowiński, który zwraca uwagę na fakt, że najtrudniejsze mecze dopiero przed jego zespołem.

 

- Cieszymy się, że jesteśmy wiceliderem, ale nie ma co myśleć o medalu, bo najważniejsze mecze dopiero przed nami. Pierwszy poważny egzamin w Gliwicach udało nam się zdać, ale już wkrótce gramy z Rekordem i Clearexem. Nie możemy sobie pozwolić na chwilę słabości i zachłysnąć się tym małym sukcesem. Dzisiaj jesteśmy na 2. miejscu, ale za 2 tygodnie możemy być już na piątym i bez szans na medal – ostrzega Dariusz Słowiński, golkiper Gatty.

 

Tekst: Rafał Szlaga

Zdjęcie: Michał Duśko