Kocury wyszarpały remis! Spory kac w Clearexie

18.03.19Utworzono
/uploads/assets/1705/53906778_2118486334903620_5622382137748488192_n.jpg
Takie mecze telewizyjne chciałoby się oglądać w każdy poniedziałek. Ligowy klasyk nie zawiódł oczekiwań kibiców, którzy obejrzeli kapitalne widowisko i aż do końcowej syreny przeżywali huśtawkę nastrojów. Clearex pomimo kapitalnego początku i dwubramkowego prowadzenia, tylko zremisował w Zduńskiej Woli z Gattą Active. Kocury  mozolnie odrabiały straty i długo czekały na gola dającego jeden cenny punkt.

- Źle weszliśmy w to spotkanie. To się rzadko u nas zdarza, ale chyba zabrakło koncentracji i zostaliśmy przez przeciwnika skarceni. Z drugiej strony: nawet przy stanie 1:3 wiedzieliśmy, że jesteśmy w stanie odwrócić losy tego pojedynku i nawet pokusić się o zwycięstwo. Długo pracowaliśmy na wyrównującego gola. Mieliśmy stałe fragmenty gry, atakowaliśmy i narażaliśmy się na kontrataki, trochę odkrywając nasze strefy obronne. Nie spodziewałem się, że w taki sposób doprowadzimy do remisu – powiedział szkoleniowiec Gatty, Marcin Stanisławski.


W 38. minucie spotkania chorzowianie nie wykorzystali kolejnej znakomitej okazji, kompletnie zapominając o defensywie. Daniel Krawczyk dograł futsalówkę na wole pole do Michała Marciniaka, który uderzył precyzyjnie tuż przy słupku. Po raz kolejny aktualne stało się sportowe porzekadło, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. Sporego kaca miał po tej potyczce trener Mirosław Miozga, który błyskawicznie zdiagnozował przyczynę niepowodzenia.


- Niestety, nie przyjechaliśmy na to spotkanie jako jedna drużyna, ale jako zbiór indywidualności - stwierdził trener Clearexu, Mirosław Miozga. - Kilku zawodników przedkłada swoje własne statystyki nad dobro zespołu. Tylko tak można wytłumaczyć niewykorzystane sytuacje, kiedy wychodzimy dwójką na bramkarza i nie dogrywamy sobie piłki do pustej bramki. Jedni zostawiają całe serce i mnóstwo zdrowia na boisku, natomiast inni cwaniakują i nie dają z siebie 200-procent. W końcówce nie powinniśmy szukać kolejnego gola, ale więcej uwagi poświęcić tyłom. Nie wiem, jak to możliwe, że Marciniak został pozostawiony bez opieki na autostradzie do naszego pola karnego. Mam pretensje do niektórych swoich zawodników o ten mecz – zakończył enigmatycznie.


Nie mógł ukryć swojego rozczarowania wynikiem kapitan Clearexu, Szymon Łuszczek. Twierdza Zduńska Wola nadal pozostaje w tym sezonie Futsal Ekstraklasy niezdobyta, a szczęście wydawało się być bardzo blisko. Zabrakło jednak spokoju, wyrachowania i zimnej głowy w końcówce. Zespół z Górnego Śląska nie wygrał ligowej potyczki w Zduńskiej Woli od 2014 roku. Remis sprawia, że zegar dalej tyka.


- Kibicom pewnie mecz się podobał, ponieważ był prowadzony w szybkim tempie, a emocje momentami sięgały zenitu. Jednak my, wracamy do domu zawiedzeni, bo trzy punkty wydawały się być w zasięgu ręki. Pierwszy raz od wielu lat prowadziliśmy tutaj, na gorącym terenie najpierw 3:1, a później długo 3:2. Jednak nie ustrzegliśmy się kilku poważnych błędów, zostaliśmy skontrowani i musimy zadowolić się tylko jednym punktem. Ten remis chyba nie satysfakcjonuje żadnej ze stron – rzekł Szymon Łuszczek.


Po wyjazdowej porażce ze Słonecznym Stokiem Białystok wiele osób na zduńskowolanach położyło już. Jednak wicemistrzowie Polski pomimo problemów kadrowych nadal liczą się w walce o medale i mają za sobą kapitalny tydzień. Najpierw wygrali u siebie w lidze z Acaną Orłem Jelcz-Laskowice, a następnie ograli na wyjeździe Constract Lubawa i awansowali do półfinału Pucharu Polski.

 

Tekst: Rafał Szlaga

Zdj. Gatta Zduńska Wola