Kocury z brązem, ale już bez generała

22.05.20Utworzono
/uploads/assets/2366/69580126_2586722881555620_7842435314118295552_o.jpg
Niektórzy zastanawiali się, czy w ogóle przystąpią do rozgrywek. Inni upatrywali w nich ligowego średniaka, który lata świetności ma już dawno za sobą. Futsaliście Gatty Zduńska Wola pod koniec roku złapali właściwy rytm, wdrapali się na podium i ostatecznie zakończyli rozgrywki z brązowym medalem na szyi. Były już trener Marcin Stanisławski nie ukrywa, że apetyt rósł w miarę jedzenia, ale przed startem sezonu medal pozostawał głównie w sferze marzeń.

- Biorąc pod uwagę fakt, że po raz pierwszy mieliśmy w kadrze tak wielu zagranicznych graczy to byliśmy typowym zespołem-zagadką. Patrząc z tej perspektywy zdobycie medalu wydawało się początkowo mało realne. Kluczowe dla nas było zwycięstwo u siebie z Constractem Lubawa tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Po świąteczno-noworocznej przerwie zaliczyliśmy jeszcze come back w starciu ze Słonecznym Stokiem i remis w Pniewach, gdzie graliśmy w mocno okrojonym składzie. Dzięki temu wszystkiemu trwał nasz marsz w górę, który ostatecznie przyniósł nam brązowy krążek – powiedział Marcin Stanisławski, były już szkoleniowiec Gatty.

 

W ostatnich 5 spotkaniach zduńskowolanie zdobyli 11 punktów, notując 3 zwycięstwa i 2 remisy. Twierdzy Zduńska Wola nie zdołał zdobyć w ligowym hicie nawet rozpędzony i faworyzowany Rekord Bielsko-Biała. Michał Marciniak, który w tej kampanii zdobył 17 goli nie ukrywa, że pozostał lekki sportowy niedosyt z powodu przedwcześnie zakończonej kampanii.

 

- Remis u siebie z Rekordem dodał nam jeszcze bardziej pewności siebie, a przecież byliśmy blisko sięgnięcia nawet po komplet oczek w tym spotkaniu. Szkoda, że nie wykorzystaliśmy kilku wyśmienitych okazji. Do końca sezonu pozostawało 8 meczów, z czego 5 u siebie, więc istniała spora szansa na zakończenie rozgrywek nawet na pozycji wicelidera. Z drugiej strony na pewno cieszymy się z medalu, bo przecież we wrześniu nikt na nas nie stawiał – stwierdził Michał Marciniak, zawodnik Gatty.

 

Po grudniowych porażkach u siebie z GSF-em Gliwice i na wyjeździe z Gwiazdą Ruda Śląska w Zduńskiej Woli doszło do małego trzęsienia ziemi. Z klubu odszedł Brazylijczyk Leonardo Mieli, a z odsieczą przybył na zasadzie wypożyczenia Jan Dudek z Rekordu Bielsko-Biała. Gra Kocurów poprawiła się jak za dotknięciem magicznej różdżki.

 

- Gramy już ze sobą wiele lat, więc mogliśmy sobie szybko wytłumaczyć niektóre rzeczy w szatni. Odbyliśmy męską rozmowę, trochę przeorganizowaliśmy swoją grę i wszystko zaczęło działać jak w zegarku. Dobrze wkomponował się w zespół Jasiek Dudek, a wcześniej Norbert Dregier, więc pozostało nam tylko zdobywać punkty i dać trochę radości naszym wspaniałym kibicom – dodał Marciniak.

 

Drużyna z województwa łódzkiego ma jeszcze szansę na zdobycie w tym sezonie kolejnego lauru. Niewykluczone, że przed startem nowych ligowych rozgrywek zostanie rozegrany turniej Final Four Pucharu Polski. W nim rywalami Krawczyka i spółki będą najlepsi z najlepszych, czyli: Rekord Bielsko-Biała, Constract Lubawa i Clearex Chorzów. Jednak zespołu już nie poprowadzi trener Stanisławki, który 21 maja rozstał z Kocurami za porozumieniem stron.

 

- To na pewno nie była spontaniczna decyzja. Do tego ruchu dojrzewałem przez jakiś czas, ponieważ chciałbym zrealizować pewne swoje ambicje i podjąć się nowego wyzwania. Gatta jest zarządzana optymalnie na możliwości, które posiada klub. Czy doszło do zmęczenia materiału? Może coś w tym jest. Sporo radości dała mi w tej kampanii możliwość pracy z Jaśkiem Dudkiem, którego nadal można ukształtować jako futsalistę. Trochę brakowało mi u nas w zespole, takich młodych graczy. Uważam iż ja z klubem oraz klub ze mną doszliśmy do ściany i ta decyzja ma spowodować, że obie strony ją przebiją i pójdą dalej, już swoją własną drogą – zakończył Stanisławski.

 

Zdjęcie: Gatta Zduńska Wola