Korczyński: Wynik mógł być o wiele bardziej korzystny

05.03.21Utworzono
/uploads/assets/3185/P1020525.JPG
Na konferencji prasowej po meczu z Norwegią jak zwykle poruszonych zostało kilka ciekawych wątków. Tym razem było m.in. o tym dlaczego Michał Marek wszedł dopiero w drugiej połowie, ale także o "tajemnej broni" na drugie spotkanie.

Spotkanie z Norwegią, choć rozbudziło apetyty wielu kibiców na grad bramek, zakończyło się ostatecznie pewnym, choć skromnym zwycięstwem 3:0. Jak mówił jednak po meczu selekcjoner naszej kadry, Błażej Korczyński - nie ma co rozdzierać szat.

 

- Na pewno cieszy nas to zwycięstwo, tym bardziej, że do zera oraz, że nie pozwoliliśmy rywalom na zbyt wiele sytuacji bramkowych. Szkoda niewykorzystanych okazji, bo wynik mógł być o wiele bardziej korzystny. Są to jednak eliminacje, wygraliśmy i nie co rozdzierać szat, ponieważ są kolejne mecze. Zadowolony jestem przede wszystkim z tego, że moi zawodnicy wykonali pracę, którą mieliśmy założoną - nie chcieliśmy dać dojść Norwegom do naszej bramki, a wiedziałem, że w ofensywie i tak na pewno coś strzelimy, a tak też się stało.

 

Wyjaśniło się także, dlaczego na wejście Michała Marka musieliśmy czekać do drugiej połowy.

 

- Michał Marek dziś nie grał od początku, ponieważ ma drobny uraz i chcieliśmy go oszczędzić. Przez najbliższe dwa dni miał to jeszcze podleczyć, ale wynik 1:0 był dość niekomfortowy i uznaliśmy, że Michał nas trochę odciąży. Mogliśmy grać do niego dłuższe piłki, on je utrzymywał i dzięki temu stwarzał kolejne sytuacje, z których sam strzelił dwie bramki. Cała strategia okazała się być zatem korzystną. Oszczędziliśmy go też ile mogliśmy. Była potrzeba, więc wszedł, ale jakby był lepszy wynik po pierwszej połowie, a mógł być - mieliśmy sytuacje, kiedy wyszliśmy trzy na jednego, poza tym z rzutu wolnego Piotr Łopuch mógł trafić, gdy miał pół metra do bramki - więc gdybyśmy prowadzili do przerwy trzy, cztery do zera to Michał zostałby zapewne na ławce rezerwowych - wyjaśnił trener Korczyński.

 

Poza tym selekcjoner objaśnił jaka była taktyka na to spotkanie - w jakiej fazie nasi zawodnicy mieli oszczędzać swoje siły, a gdzie je skutecznie wykorzystywać.

 

- Trochę czasem nam brakowało cierpliwości, ale czasem też mieliśmy jej zbyt dużo. Nie chcieliśmy prowadzić zbyt długo ataku pozycyjnego, ponieważ Norwegowie na swojej połowie dobrze się przesuwali oraz kryli, przez co trudno było ich zgubić do 30. minuty. Później już w końcówce brakowało im sił, ale główne sytuacje i tak mieliśmy po odbiorze, czy szybkim ataku. Natomiast w ataku pozycyjnym ciężko prowadziło się z nimi grę, a zwłaszcza strzelało, bo też zawsze wtedy była jakaś asysta rywala, musieliśmy go omijać tym uderzeniem, więc nie było to proste. Traciliśmy też dużo sił w tym ataku, a chcieliśmy je zaoszczędzić, aby szybciej doskakiwać do przeciwnika i odbierać mu piłki, ale myślę, że wszystko zmieściło się w marginesie błędu - tłumaczył Korczyński.

 

Na koniec dostalismy też odpowiedź, choć wciąż trochę tajemniczą, z jakiego powodu nie zobaczyliśmy dziś kilku zawodników, którzy mogli pojawić się w kadrze meczowej.

 

- Dwóch zawodników mieliśmy na trybunach - kontuzjowanego Mikołaja Zastawnika i Krzysztofa Elsnera, który nie mógł grać za kartki. Reszta nieobecnych zawodników jest natomiast schowana, jako tajemna broń na drugi mecz. Mamy swoje wewnętrzne ustalenia i dziś szansę dostali ci zawodnicy, którzy sprawdzili się z Portugalią, a w następnym spotkaniu dostaną inni. Nie ma też potrzeby przywozić wszystkich zawodników i narażać ich na kontakt z innymi, dlatego zostali w hotelu, aby być gotowymi na poniedziałek - zakończył selekcjoner.

 

Czy zatem "tajemna broń" okaże się być skuteczna? Tego dowiemy się już w poniedziałek o godzinie 17.30, kiedy to Polacy podejmą Norwegów w spotkaniu rewanżowym. Transmisja meczu dostępna będzie na TVP Sport oraz na sport.tvp.pl.


Autor: Łukasz Leski