Między nami, sąsiadami

24.07.18Utworzono
/uploads/assets/1192/azs.jpg
O tym, że środowisko futsalowe to jedna wielka, dobrze rozumiejąca się rodzina nie trzeba nikogo przekonywać. Świadczą o tym chociażby ruchy transferowe, głównie na Górnym Śląsku, gdzie kilka ośrodków futsalowych jest w obrębie – dosłownie – kilkunastu kilometrów.

 

Transfery w obrębie „najbliższego sąsiedztwa” nigdy nie należały do rzadkości. Podobnie jest w futsalu, również tego lata. Z różnych względów. - Głównie zawodnicy zwracają uwagę na sprawy organizacyjne. Gdy mają dwie podobne oferty: jedną z sąsiedztwa, a drugą z daleka, to mało kto tak chce zaryzykować, by wszystko rzucić i wyjechać na drugi koniec kraju – argumentuje jeden z byłych trenerów ligowych.

 

Na śląsku proceder ten jest najbardziej widoczny. Kilka klubów FE i I ligi w linii prostej dzieli bowiem kilkanaście kilometrów. Dlatego też transfery między „sąsiadami” zdarzają się właściwie w każdym okienku transferowym.

 

Tego lata dwóch zawodników zamieniło Gliwice na Katowice. Najpierw uczynił to Krzysztof Piskorz, dla którego jest to po dwuletniej przerwie powrót do stolicy Górnego Śląska, a teraz jego śladami podąża Adam Jonczyk. On z kolei pochodzi z Rudy Śląskiej, ale grał już chociażby w Krakowie czy Szczecinie, a ostatnimi czasy właśnie w Gliwicach. Ten 27-latek w minionym sezonie rozegrał 22 mecze.

 

A dodajmy do tego, że AZS UŚ latem zasilił także Robert Gładczak, który zbyt wiele nie będzie musiał zmieniać w kwestii swojego dojazdu na treningi i mecze. Do tej pory grał bowiem w Clearexie, do którego przeniósł się... z AZS UŚ Katowice dwa lata temu. W drugą stronę natomiast podążył Krzysztof Salisz, który również wraca na „stare śmieci”.

 

foto: AZS UŚ Katowice