Niedziela28.04.2024, 20:00
Katowiczanie po pięciu meczach mają na koncie pięć punków. Dorobek niezbyt imponujący, ale trzeba wziąć pod uwagę, że podopieczni trenera Miłosza Kocota wszystkie mecze zagrali na wyjeździe. I to bardzo dużo zmienia.
A FC Toruń? W pewnym sensie nic nowego: podobnie jak w poprzednich rozgrywkach drużyna ma problem ze zdobywaniem bramek. Dwa poprzednie sezony zakończyła ze średnią poniżej trzech bramek na mecz. Teraz początek jest jeszcze gorszy: zaledwie 9 goli w 5 spotkaniach, czyli poniżej dwa na mecz.
Dziś niemoc torunian w ataku trwała ponad pół godziny. Dopiero w 33 minucie objęli prowadzenie po trafieniu Mateusza Waszaka. Ale ten gol też potwierdził słabość FC w ataku pozycyjnym - został strzelony po kontrze. Ale katowiczanie błyskawicznie odpowiedzieli w taki sam sposób: po kontrataku piłkę w siatce umieścił Tomasz Szczurek. W 35 minucie FC Toruń znów prowadził: po golu Remigiusza Spychalskiego, który strzelił z daleka po rozegraniu stałego fragmentu gry. Minutę później katowiczanie wyrównali na 2:2 - po kontrze i samobójczym trafieniu Patryka Szczepaniaka.
Tekst: Krzysztof Dziedzic
Zdj. Sławomir Kowalski / FC Toruń