Niedziela18.05.2025, 16:00
Niedziela18.05.2025, 18:00
Po niespodziewanej wygranej w Toruniu, zawodnicy P.A. Nova Gliwice liczyli, że sukces uda im się powtórzyć także i we własnej hali.
Zadanie wydawało się być jednak bardzo trudne w wykonaniu, bowiem przez większość czasu przy piłce utrzymywali się przyjezdni. Jakby tego było w 8. minucie na listę strzelców wpisał się Remigiusz Spychalski i mieliśmy 1:0 dla podopiecznych Łukasza Żebrowskiego.
Ten zresztą też nie odstawał na parkiecie od swoich zawodników, co udokumentował… bramką na 2:0. Dla grającego szkoleniowca torunian było to pierwsze trafienie od sezonu 2013/14, kiedy to bronił jeszcze barw szczecińskiej Pogoni.
W drugiej części spotkania obraz gry nie uległ zmianie. Przyjezdni kontrolowali spotkanie całkowicie. Gliwiczanie nie byli w stanie im zagrozić, w przeciwieństwie do samych torunian, którzy za sprawą Marcina Mrówczyńskiego podwyższyli w 31. minucie na 3:0.
Straty gospodarzom udało się zniwelować dopiero z rzutu karnego, z którego nie pomylił się Patrik Zatović. Gol Słowaka dodał mu jednak sporych skrzydeł, bo też nie minęła minuta, a mieliśmy już 2:3 – znów za sprawą Zatovicia.
Na tym jednak dobre informacje dla gospodarzy się skończyły. Dwa kolejne trafienia należały już bowiem do Remigiusza Spychalskiego, co ustawiło wynik na 5:2 dla przyjezdnych.
P.A. NOVA GLIWICE – FC REITER TORUŃ 2:5 (0:2)
Bramki: Patrik Zatović (35, 36) - Remigiusz Spychalski (8, 39, 40), Łukasz Żebrowski (11), Marcin Mrówczyński (31).
Od pierwszego gwizdka sędziego na boisku dominowali gracze chorzowskiego Clearexu. Ich przewaga wymierną korzyść mogła dać już w 2. minucie, ale po akcji Sebastiana Leszczaka z bliska w słupek trafił Przemysław Dewucki i na tablicy wyników wciąż widniał rezultat 0:0.
Równie korzystną sytuację miał Szymon Łuszczek, który po otrzymaniu piłki od Sebastiana Brockiego fatalnie przestrzelił. Sprawy w swoje ręce chciał wziąć również sam Brocki, ale jego fenomenalne uderzenie z półobrotu obiło jedynie spojenie słupka z poprzeczką.
Niewykorzystane sytuacje gospodarzy zdążyły się na nich zemścić jeszcze w pierwszej połowie, a gola otwierającego wynik spotkania zdobył Mateusz Prolejko.
Chorzowianom nie pomogło nawet wzięcie czasu przez Mirosława Miozgę. Białostoczanie przetrwali kolejne ataki rywala i do szatni mogli schodzić z podniesioną głową.
Niewiele się zmieniło także po zmianie stron – gospodarze pruli do przodu, ale kiedy mieli już oddawać strzał, robili to nieskutecznie. W pewnym momencie przypominało to niemalże bicie głową w mur, który na linii bramkowej stworzył golkiper MOKS-u, Szymon Danilewicz.
Co gorsza dla chorzowian, po kontrze w 34. minucie Michał Osypiuk podwyższył na 0:2 i sytuacja Clearexu wydawał się być tragiczna.
Pomóc miało wycofanie z gry bramkarza, a skończyło się na… 2:4!
Czy to oznacza pożegnanie się chorzowian z medalem mistrzostw Polski. Prawdopodobnie tak. A MOKS? Białostoczanie są już praktycznie utrzymani. Patrząc na poprzednie lata, do pewnego pozostania w lidze brakuje im jeszcze około trzech punktów.
CLEAREX CHORZÓW – MOKS SŁONECZNY STOK BIAŁYSTOK 2:4 (0:1)
Bramki: Przemysław Dewucki (40), Krzysztof Salisz (40) - Mateusz Prolejko (17), Michał Osypiuk (34, 37), Piotr Skiepko (36).
AutorL Łukasz Leski
Fot. Sławomir Kowalski / FC Reiter Toruń