Niedziela28.04.2024, 20:00
Po dziesięciodniowej przerwie wrócili do ligowej gry zawodnicy z Lubawy. W pierwszych minutach tego futsalowego głodu w poczynaniach podopiecznych Dawida Grubalskiego nie było jednak widać. Rozpoczęli ostrożnie, a pierwszy strzał z dystansu oddał Tomasz Kriezel. Pavlos Wiegels poradził sobie jednak z tą próbą, podobnie było, gdy przed bramkarzem gości stanął w sytuacji sam na sam Ribeiro.
Co ciekawe zespół, który w tym sezonie u siebie jeszcze nie przegrał meczu do tej sytuacji doszedł po szybkiej kontrze i w pierwszej połowie było wiele takich momentów, gdy właśnie lepiej z pressingiem radzili sobie gracze z Dolnego Śląska. Wynik otworzył w piątej minucie popularny Vitinho, otrzymując piłkę z własnej połowy.
Goście nie załamali się stratą bramki. Po dobrym podejściu i błędzie Pedro Pereiry w dogodnej sytuacji znalazł się aktywny zwłaszcza w pierwszej połowie Mykyta Mozheiko, który wyłożył piłkę jak na tacy Kacprowi Opatowskiemu.
Kolejne sytuacje miał zespół z Dolnego Śląska. Efektownie uderzał Arkadiusz Szypczyński, po którego próbie gospodarzy uratował jedynie Kriezel, piłka bowiem po uderzeniu reprezentanta Polski zmierzała do siatki. Próbował także Maksym Pautiak, a Imanol Chavez miał niespodziewanie dużo pracy. W ostatnich minutach przed przerwą do głosu doszli jednak srebrni medaliści. Ze strzałami Sebastiana Grubalskiego czy Bartłomieja Piórkowskiego Wiegels jeszcze sobie poradził, ale przy zaskakującej próbie Vitinho był już bez szans.
W drugiej połowie dawało coraz bardziej o sobie znać zmęczenie gości, którzy przyjechali do Lubawy w dziesięcioosobowym składzie. Najpierw Jakub Raszkowski, a potem Kriezel próbowali powiększyć przewagę. Po błędzie Kacpra Kędry natomiast na bramkę popędził Pedro Pereira, i wespół z Pedrinho zdobył trzecią bramkę dla gospodarzy. Uderzali także Grubalski, Raszkowski i Pedrinho, a minimalnie się pomylił Tomasz Lutecki.
Goście z upływem kolejnych minut nie byli już tacy dokładni i aktywni w swojej grze. Dopiero ostatnie minuty spowodowały, że ekipa z Jelcza-Laskowic rzuciła wszystko na jedną szalę. Po kontrze i strzale Szypczyńskiego gospodarzy uratował Grubalski, ale to była właściwie najgroźniejsza próba gości. Nawet grając z lotnym bramkarzem gracze z Jelcza-Laskowic nie byli w stanie pokusić się chociażby o kontaktowego gola. - W drugiej połowie chcieliśmy nie stracić bramki i to się udało. Nie było jednak łatwo o punkty, spodziewaliśmy się trudnego spotkania. Acana to poukładany zespół, bez dobrze zorganizowanej obrony ciężko byłoby o punkty – mówił po meczu Sebastian Grubalski.
- Chcieliśmy postawić twarde warunki gospodarzom, bo to bardzo silny rywal z kilkoma indywidualnościami. My przyjechaliśmy w okrojonym składzie, ale mieliśmy dobre momenty, byliśmy mocno zdeterminowani, mobilizowaliśmy się przed meczem, ale nie wyszło – dodawał z kolei Arkadiusz Szypczyński.
Constract Lubawa – Acana Orzeł Futsal Jelcz-Laskowice 3:1 (2:1)
Bramki: Vitinho x2, Pedro Pereira – Opatowski
Foto: Jarosław Frąckowiak